O miłości i śmierci

Siedemnaście lat temu recenzowałem pracę magisterską, którą napisała pewna studentka filozofii. Zapamiętałem z tej pracy jedno zdanie, dziś już nie wiem, czy pochodziło one od autorki pracy czy być może parafrazowała Wojaczka, któremu praca była poświęcona. Brzmiało ono tak: „Życie przez miłość zużywa się i prowadzi do nieuchronnej śmierci”. Geniusz tych słów mnie zachwycił. Dokładnie tak jest, kochamy, żyjemy, zużywamy się, a potem umieramy. A tym, co zużywa nasze życie jest miłość. Dajemy siebie w miłości innej osobie, przelewamy swoją energię, oferujemy wszystko co mamy, swoje serce kładziemy na dłoni i dajemy je kochanej osobie. Czasem ona odpowie tym samym, czasem nie. Ale miłość polega na dawaniu, na bezinteresownym obdarowywaniu kochanej osoby.

Możemy też kochać życie samo w sobie, i też ta miłość nas zużywa i prowadzi do śmierci. Miłość i śmierć są bowiem w cichej komitywie, są połączone w radosnym splocie jak in i jang w taoizmie, albo też jak eros i thanatos w ponurych dywagacjach Freuda. Wszystko co kochamy pragnie naszej energii i siły życiowej. Dajemy ją zatem i z tego oddania czerpiemy największą przyjemność. Oferujemy swoje serce i jesteśmy gotowi na śmierć. I ta gotowość jest najpiękniejszym przejawem miłości. A Francuzi, zawsze potrafiący wypowiedzieć rzeczy najcięższe z najwyższą lekkością, ustami Ambroise’a Paré twierdzili, że „l’orgasme est une petite mort”.

2 komentarze do “O miłości i śmierci

Dodaj komentarz