O pożytku z życia

Z tych lat, jakie udało mi się przeżyć na tej nader ciekawej planecie, wyciągam taki wniosek: najlepsze, co mi się przydarzyło, to obcowanie z ludźmi lepszymi i mądrzejszymi ode mnie. Nie było ich zbyt wielu, na placach jednej ręki można policzyć, a i to nie wszystkie będą użyte. Nie liczy się jednak ilość. Liczy się to, że każda z takich osób była niczym dźwig, który samą tylko swoją obecnością podciągał mnie ku górze. A raczej to ja sam się podciągałem, starając się być choć trochę taki jak ona. To najlepsza mechanika jaką znam.

Jak spotkać takich ludzi? No cóż, trzeba mieć trochę szczęścia – jak to w życiu – ale najważniejsza jest umiejętność ich rozpoznawania. Nie każdemu jest ona dana, bo jak dobrze wiadomo tych, którzy nie chcą zmądrzeć ciągnie do głupich. Jeśli jednak nie zapomnieliśmy o tym, by pielęgnować w sobie ten najbardziej wartościowy pierwiastek natury ludzkiej jakim jest ciekawość, to może się nam udać – przy łucie szczęścia. Ja chyba miałem trochę szczęścia.

Ale szczęściu trzeba też pomoc. Opowiem historię z mojego życia. Na czwartym roku studiów, na zajęciach z estetyki, napisałem pracę o symbolice alchemicznej u Hieronymusa Boscha, inspirując się pismami C.G Junga i A. Boczkowskiej. Prowadząca zajęcia powiedziała mi, że w Krakowie prof. Andrzej Wierciński prowadzi wykłady pełne symboliki, i robi to tak, jak niegdyś Jung. Wtedy – jedyny raz w moim życiu – pojechałem zobaczyć człowieka, który robi coś podobnego do tego, co mnie fascynowało. Przyjechałem do Krakowa po raz pierwszy wiosną 1992 roku i zostałem na wykładach aż do śmierci profesora 8 grudnia 2003 roku. W czasie wykładów prof. Wierciński, posiłkując się specyficzną formą hermeneutyki kabalistycznej, zwanej gematrią, analizował wszelkie religioznawcze tematy, od symboliki wielkanocnego zająca, po postać mesjasza i reinkarnację. Po wykładzie w gronie paru osób szliśmy do restauracji na dworcu zjeść kolację i porozmawiać. Potem każdy wsiadał do swego pociągu. W 1998 roku pod kierunkiem prof. Wiercińskiego obroniłem doktorat. Był jedną z najważniejszych osób w moim życiu.

I to tyle o pożytku z życia. Nic skomplikowanego. Unikaj idiotów, szukaj mądrych, sam nie bądź nudnym człowiekiem, otwieraj się na to, co nowe i niezwykłe, dostrzegaj i doceniaj piękno i miłość. A jak widzisz przed sobą łut szczęścia to go łap. To doprawdy nie jest takie trudne. Dlatego pozostaję w nieustannym, głębokim zadziwieniu, że większość ludzi tego nie potrafi i pędzi swój żywot w cichej rozpaczy, nienawidząc najpierw samych siebie, a potem wszystkich i wszystko. Życie ich przerasta, nie potrafią podciągnąć swojej szyi ani centymetr ponad poziom bagna, jakim ono jest.

4 komentarze do “O pożytku z życia

  1. ŁR's awatarŁR

    Miał Pan rzeczywiście szczęście spotykając na swojej drodze osobę która być może nadała głębszy sens i wytyczyła drogę na następne lata życia….jestem na etapie taplania się we własnym błocie od wielu lat i żyję nadzieją że być może jakiegoś pięknego dnia spotkam swojego mentora który wskaże mi właściwą drogę…..
    Pozdrawiam serdecznie

    Polubienie

    Odpowiedz
    1. Mirosław Piróg's awatarMirosław Piróg Autor wpisu

      Napisałem ten tekst z perspektywy prawie sześćdziesięcioletniego człowieka. A były w moim życiu okresy, gdy taplałem się w błocie…dla każdego przychodzi czas, gdy dana jest mu szansa. Proszę jej nie przegapić!

      Polubienie

      Odpowiedz
  2. petrelpiotrr's awatarpetrelpiotrr

    Miałem podobne szczęście. Szykując się do doktoratu, głowiłem się nad tezą dowodową. Promotor, prof. dr inż. Tadeusz Missala, który poznał mój dorobek naukowy po obronie magisterium, w ciągu 5 minut wyłożył, co mam zrobić. Wtedy wszystko mi się ułożyło w głowie. Momentalnie. Okazało się, że, błądząc po omacku, zmierzałem we właściwym kierunku. Mistrzowie, ci właściwi, potrafią przekazać właściwe impulsy, by wyzwolić inwencję. Pozdrawiam.

    Polubienie

    Odpowiedz

Dodaj komentarz