Od najwcześniejszego dzieciństwa uczymy się takich sposobów czucia i zachowania, które dają nam akceptację otoczenia. Nikt nie jest samotną wyspą, mówi poeta, co brzmi bardzo pięknie, ale te słowa mają też swoją ciemną stronę. Staramy się przez całe życie współistnieć z innymi ludźmi, zdobywać ich uwagę i akceptację, ale odbywa się to kosztem naszej indywidualności. Budujemy społeczny ideał ego i w jego służbie poświęcamy różne części siebie, ignorujemy je i wypieramy do nieświadomości. Tworzą one nasz cień, jak mawiał Jung.
Owe hołubione przez nas wzorce czucia i zachowania, mimo iż wzniosłe, bo tworzące to, co uważamy za samych siebie, są jednak w swej istocie autodestrukcyjne. Służą innym, nie nam. To dlatego możemy usłyszeć od dorosłych już osób zdania typu: „Zmarnowałem tyle lat życia by osiągnąć sukces/miłość/prestiż/szczęście/akceptację/ itd. itp.”. Tak mówią ludzie, którzy uwierzyli innym i poprowadzili swe życie wedle ich wskazań. Kiedy tylko sobie to uświadomimy, gdy ujrzymy w pełnym świetle fasadowość naszego życia, jego pustkę i całkowitą iluzoryczność, która została zbudowana na oczekiwaniach społeczeństwa, a nie jest osadzona w naszych najgłębszych pragnieniach, wtedy odczuwamy rozpacz.
Rozpacz to najlepsze i jedyne lekarstwo na iluzję, jaką jest nasze życie. Pojawia się wtedy, gdy projekty snute przez nasze ego okazują się złudne, czy to dlatego, że upadają, czy też dlatego, że je zrealizowaliśmy i nie przyniosły nam żądanej satysfakcji. Oby spełniły się twoje marzenia, mówi chińskie przysłowie. Wspinamy się po drabinie społecznych wyobrażeń przez większość życia i na szczycie okazuje się, że stoi ona przy niewłaściwym murze. I wtedy odczuwamy rozpacz, najbardziej oczyszczające ze wszystkich uczuć.
Nie lubimy rozpaczy. Rzeczywiście, istnieją niezliczone sposoby by jej nie odczuwać. Racjonalizujemy swoje błędne decyzje (które tak naprawdę nigdy nie były nasze), mówiąc, że były one niezbędną częścią naszego rozwoju, bo przecież nie ma przypadków, i w dodatku nauczyły nas dyscypliny. To przypomina żałosne teksty typu: „Ojciec mnie bił i to mi wyszło na dobrze. A teraz biję moje dzieci”. Albo odrzucamy to, co robiliśmy, oszukując się słowami: „To było przed moim przepoczwarzeniem się, teraz jestem inny”. Dbamy o swoje iluzje, bo ich zniszczenie wywołałby rozpacz.
Wszelako warto rozpacz docenić i w pełni przeżyć, bo pojawia się ona w tym szczególnym, niepowtarzalnym momencie w naszym życiu, gdy wszystkie egoiczne projekty biorą w łeb, gdy nie na ma już żadnych perspektyw na przyszłość, a świat zasnuwa ciemna mgła beznadziei. Tylko wtedy mamy szansę na to, by zacząć żyć prawdziwie, obmyci gorzką wodą rozpaczy. Jest ona żałobą po śmierci naszych iluzji i zarazem znakiem tego, że dotknęliśmy rzeczywistości. Doświadczenie rozpaczy jest jedyną szansą na realną zmianę w naszym życiu. Jeśli twoja kolejna iluzja się rozwiała i pogrążyłeś się w rozpaczy, to otwieraj szampana i raduj się, bo twoje życie właśnie nabrało sensu!
