Archiwa miesięczne: Październik 2024

O rzeczach ostatnich

Pewnego dnia obudzisz się po raz ostatni, ostatni raz spojrzysz na wschodzące słońce i radujące się tym ptaki, ostatni raz przytulisz i ucałujesz namiętnie swoją ukochaną, patrząc w jej zielone, zakochane oczy, ostatni raz zjecie razem śniadanie, które jak zwykle przygotujesz, ostatni raz przeczytasz pierwszych parę stron z bardzo ciekawej książki, którą właśnie zacząłeś czytać, ostatni raz zajrzysz do internetu, by przeczytać czym zajmuje się świat, który już za niedługo nie będzie twoim mieszkaniem, ostatni raz porozmawiasz przez telefon z przyjacielem, nie widzianym od wielu lat, ostatni raz zgarniesz pęk jesiennych, kolorowych liści na spacerze, ostatni raz otworzysz swojego bloga, by zrobić ostatni wpis, ostatni raz odwiedzisz fryzjera, zdziwionego twoją prośbą o nową fryzurę, ostatni raz spojrzysz na samolot mknący samotnie po błękitnym niebie, dziesięć kilometrów ponad twoimi troskami, ostatni raz pogłaszczesz kota, który spojrzy na ciebie swoimi tak wiele rozumiejącymi oczami, ostatni raz posłuchasz muzyki, której zawsze chciałeś posłuchać, ale nie było na to czasu – i w końcu dotrzesz do tej najważniejszej z chwil, w której uświadomisz sobie, że nie zobaczysz już nigdy zachodu słońca.

Dlatego ceń to wszystko, co jeszcze nie dla ciebie czymś ostatnim, nawet najmniejsze rzeczy. A docenisz wszystko tylko wtedy, gdy każdy moment życia przeżywać będziesz tak, jakby był tym ostatnim. Każdy dzień i każdą chwilę. Doceniaj każdego człowieka i każde zwierzę. Bądź jednak rozsądny, unikaj idiotów oraz wściekłych psów. I pamiętaj o czasie. Taka bowiem jest jego struktura, że każda chwila jest ostatnia. Ludzie łudzą się co do natury czasu, bo przecież zawsze nadchodziły kolejne chwile, ale w końcu ta ostatnia i tak się pojawi, może nawet ją zauważysz. Wszystko co ma początek, ma też koniec, nawet najdłuższe zdanie, jak to tworzące poprzedni akapit, kiedyś się kończy. To, co powstało, kiedyś się rozłoży, bowiem jedynym doświadczeniem w życiu jest doświadczenie zmiany i końca zmiany.

O ciemnej i jasnej triadzie

Niedawno recenzowałem pracę magisterską poświęconą ciemnej triadzie. Podoba mi się ta nazwa, brzmi jak określenie tajemniczej organizacji mafijnej. Ciemna triada odnosi się jednak do naszej psychologii i obejmuje takie cechy osobowości jak narcyzm, makiawelizm i psychopatię. Pasuje ten zestaw do mafii, nieprawdaż? Osoby z cechami ciemnej triady są bezduszne, manipulują ludźmi, traktując ich instrumentalnie. Lekceważą normy społeczne, czyli po prostu kłamią i oszukują w każdej sytuacji, bo to jest ich sposobem istnienia. Wywierają tym samym mocno toksyczny wpływ na relacje społeczne, albowiem nie tylko im nie można zaufać, ale i osoby w ich otoczeniu są narażone na brak zaufania. Manipulują ludźmi by osiągnąć swoje egoistyczne cele.

Ciemną triadę znamy bardzo dobrze, bo mnóstwo osób w naszym otoczeniu funkcjonuje w oparciu o te trzy cechy. Można wręcz powiedzieć, że definiuje ona współczesnego człowieka sukcesu. Jest on zachwycony sam sobą, jak Donald Trump, emblematyczny narcyz naszych czasów, który zachwycił połowę Amerykanów, którzy wybrali go na prezydenta. Manipuluje innymi, wedle najlepszych wskazówek Machiavellego, zawsze niczym kameleon dostosowując swoje zachowanie tak, by osiągnąć osobiste korzyści. Wreszcie, jako psychopata, wykazuje kompletny brak empatii i jakiekolwiek relacyjności, zapatrzony tylko w jedno – osiągnięcie własnych celów.

Tak, wiem, że ludzie zawsze tacy byli. Dzisiaj jest po prostu tak, że z tej patologii ludzkiej natury robi się czasem wzór do naśladowania. Już w starożytnym Egipcie narzekano na naturę człowieka, podobnie jak dzisiaj. Obecnie mamy jednak większe możliwości, by negatywne cechy ludzkiej natury propagowały się w świecie społecznym. Technika, w postaci internetu, nie jest czymś co nas wyzwoli i zbawi. Jest służką naszych najniższych instynktów, patologicznych inklinacji. To, co zachwyca tak wielu, a najlepszym przykładem jest tu AI, jest niczym innym jak końcem człowieka, który nigdy nie był czymś zachwycającym, ale obecnie dotarł już do krańca swoich możliwości. Bez wątpienia AI będzie wzorcowym wcieleniem ciemnej triady.

Zatem, w tych mrocznych czasach, nie pozostaje nic innego jak pielęgnować jasną triadę: współczucie, obiektywizm i relacyjność. Współczucie, w najlepszym buddyjskim stylu, to troszczenie się o to, by inni nie cierpieli. Obiektywizm to odchodzenie od egocentrycznej postawy. Relacyjność to zwracanie uwagi na związki i dbanie o nie. Jasną triadę może wcielać w życie tylko pełny człowiek, a nie żaden jego technologiczny wynalazek. Nie wiem jak wy, ale ja chcę żyć w świecie tworzonym przez ludzi, nie algorytmy. Pomimo wszystkich wad, jakie przejawiają ludzie, można jednak czasem zaznać sensu życia w kontaktach z nimi. Maszyny tego nigdy nam nie dadzą.

O nauce życia

Joseph Campbell w swej książce „Kwestia bogów” wspomina o pewnym człowieku, który przez całe życie wspinał się po ścieżce kariery niczym po szczeblach drabiny, by u kresu swego życia przekonać się, że owa drabina stała pod niewłaściwą ścianą. Rozczarowanie i poczucie iluzji było na tyle ogromne, że popchnęło owego menedżera najwyższego szczebla na terapię. Wiele jednak osób ma inne podejście. Istnieje silna pokusa, by różnego rodzaju rozczarowania i negatywne doświadczenia życiowe racjonalizować, wmawiając sobie coś w stylu: „To mnie nauczyło czegoś”. Możemy też tym doświadczeniom zaprzeczać: „To mi się przydarzyło nim osiągnąłem taki poziom rozwoju jak teraz, nie byłem wtedy w pełni świadomy”. Słyszałem dziesiątki takich sformułowań. Są to jednak tylko strategie unikania, które poprzez przywiązanie do pewnych przekonań oddalają od rzeczywistego doświadczenia.

Zapytano kiedyś pewnego hinduskiego guru o to, czy guru jest w ogóle potrzebny. O dziwo odpowiedział, że nie. Wystarczy, że traktujemy nasze życie wystarczająco poważnie, to wtedy spełni ono rolę guru. Oczywiście, można by się pytać, co to znaczy poważnie. Dla mnie oznacza to unikanie przesadnych racjonalizacji tego, co mnie w życiu spotkało. Przekonanie, że wszystko to mnie spotyka ma mnie czego nauczyć jest, podobnie jak wszystkie inne przekonania, dosyć ryzykowne. Jeśli miałem trudny związek, z którego wyszedłem z traumą i przekonuję siebie, że miał mnie on czegoś nauczyć to najprawdopodobniej unikam doświadczenia tego, co mnie spotkało. Dostałem co najwyżej nauczkę, nie naukę. Nie warto przeceniać pewnych rzeczy. Lepiej je zostawić za sobą, bez starania się, by na siłę wyciągać ze wszystkiego naukę.

O szczęściu i cierpieniu

Osiągnięcie szczęścia wymaga spełnienia tylko paru podstawowych, nader prostych wymogów. Trzeba być zdrowym, mieć dobry związek z bliską osobą i dobre relacje z przyjaciółmi, satysfakcjonującą pracę, no i jeszcze posiadać światopogląd, który pozwala nam funkcjonować w tej rzeczywistości. Wymogi te są proste, ale zarazem jakże trudne do osiągnięcia. Zdrowie wcześniej lub później szwankuje, kochane osoby nas zdradzają i się z nimi rozstajemy, przyjaciele odchodzą, a praca, nawet najlepsza, prowadzi do wypalenia zawodowego, jedynie ostaje się wtedy na osłodę dobry światopogląd religijny czy filozoficzny – ale i to jest opcją dostępną tylko dla nielicznych.

Jakże złożone w tej perspektywie jest cierpienie. Nic nie trzeba robić, świat zewnętrzny z wielką ochotą podsyła nam każdego dnia mnóstwo rozmaitych powodów do cierpienia. Podobnie nasze wnętrze żarliwie wyszukuje w naszej neurotycznej duszy kolejne powody do bycia nieszczęśliwym. Jak to napisał Lew Tołstoj w powieści Anna Karenina: „Wszystkie szczęśliwe rodziny są do siebie podobne, każda nieszczęśliwa rodzina jest nieszczęśliwa na swój sposób”. Trudno temu zaprzeczyć, każdy cierpiący człowiek czuje się wyjątkowy i indywidualnie naznaczony swoim cierpieniem. Nic tak nie indywidualizuje jak cierpienie.

Cierpienie to ostatnio mój ulubiony temat. Wiadomo, że nie uszlachetnia, wiadomo, że jest czymś czego wszyscy unikają. Ale zarazem jest jest esencją życia na tej planecie, esencją życia samego w sobie, które polega wszak na wzajemnym pożeraniu. Cierpienie jest zatem tym, z czym musimy się wcześniej lub później pogodzić. Tym bardziej, że jest ono, przynajmniej dla ludzi, jedyną ścieżką do indywiduacji. Zawsze gdy słuchałem opowieści o tym, jak ktoś cierpiał w swoim życiu, była to opowieść bardzo intymna, to było „jego” cierpienie. Jeśli ową opowieść zobiektywizuje, zobaczy swoje cierpienie z zewnątrz i może wejść na ścieżkę poznania samego siebie, czyli indywiduacji.