Osiągnięcie szczęścia wymaga spełnienia tylko paru podstawowych, nader prostych wymogów. Trzeba być zdrowym, mieć dobry związek z bliską osobą i dobre relacje z przyjaciółmi, satysfakcjonującą pracę, no i jeszcze posiadać światopogląd, który pozwala nam funkcjonować w tej rzeczywistości. Wymogi te są proste, ale zarazem jakże trudne do osiągnięcia. Zdrowie wcześniej lub później szwankuje, kochane osoby nas zdradzają i się z nimi rozstajemy, przyjaciele odchodzą, a praca, nawet najlepsza, prowadzi do wypalenia zawodowego, jedynie ostaje się wtedy na osłodę dobry światopogląd religijny czy filozoficzny – ale i to jest opcją dostępną tylko dla nielicznych.
Jakże złożone w tej perspektywie jest cierpienie. Nic nie trzeba robić, świat zewnętrzny z wielką ochotą podsyła nam każdego dnia mnóstwo rozmaitych powodów do cierpienia. Podobnie nasze wnętrze żarliwie wyszukuje w naszej neurotycznej duszy kolejne powody do bycia nieszczęśliwym. Jak to napisał Lew Tołstoj w powieści Anna Karenina: „Wszystkie szczęśliwe rodziny są do siebie podobne, każda nieszczęśliwa rodzina jest nieszczęśliwa na swój sposób”. Trudno temu zaprzeczyć, każdy cierpiący człowiek czuje się wyjątkowy i indywidualnie naznaczony swoim cierpieniem. Nic tak nie indywidualizuje jak cierpienie.
Cierpienie to ostatnio mój ulubiony temat. Wiadomo, że nie uszlachetnia, wiadomo, że jest czymś czego wszyscy unikają. Ale zarazem jest jest esencją życia na tej planecie, esencją życia samego w sobie, które polega wszak na wzajemnym pożeraniu. Cierpienie jest zatem tym, z czym musimy się wcześniej lub później pogodzić. Tym bardziej, że jest ono, przynajmniej dla ludzi, jedyną ścieżką do indywiduacji. Zawsze gdy słuchałem opowieści o tym, jak ktoś cierpiał w swoim życiu, była to opowieść bardzo intymna, to było „jego” cierpienie. Jeśli ową opowieść zobiektywizuje, zobaczy swoje cierpienie z zewnątrz i może wejść na ścieżkę poznania samego siebie, czyli indywiduacji.
