O duchowości

Czy uczestniczenie w uroczystościach religijnych jest życiem duchowym? Dla wielu, utożsamiających swoje doświadczenie duchowe z uczestnictwem w rytuale, zapewne tak. Czy nieuczestniczenie w uroczystościach religijnych oznacza brak życia duchowego? Oczywiście, że nie. Kwestia, jak dobrze wiemy, jest złożona, bo bardzo indywidualna. Ktoś regularnie uczestniczący w obrzędach religijnych może być całkowitym ateistą, a ktoś kto od lat nie widział kościoła może prowadzić bogate życie duchowe. W pewnym sensie życie religijne i duchowe są nawet swoim przeciwieństwem, chociaż mogą wywodzić się z jednego źródła, bo najczęściej doświadczenie duchowe wybitnej jednostki dawało początek religii. Jezus nie chciał zakładać religii, chciał wyzwolić człowieka. Religię chrześcijańską założył św. Paweł.

By prowadzić życie religijne trzeba być wyznawcą jakieś religii, przynależeć do jakiejś społeczności, zachowywać określone przez nią reguły życia. Życie religijne polega bowiem na tym, że lgnę (od religare, czyli „wiązać”, jak twierdzili już Laktancjusz i św. Augustyn) do jakieś struktury zewnętrznej, która podtrzymuje moją tożsamość, jest dla mnie swoistym egzoszkieletem. Przybrawszy taki pancerz mogę stawiać czoła przeciwnościom życia. Ma to swój koszt, bo dosłownie opancerzam się także na to, co może do mnie przyjść z mojego wnętrza. Jak mawiał Mistrz Eckhart, największy z mistyków chrześcijańskich, staję się wtedy człowiekiem, który ma całego Boga na zewnątrz.

Życie duchowe jest czymś innym niż życie religijne. To życie wedle ducha, a ten „tchnie, kędy chce”, bo duch jest inną nazwą dla doświadczenia wolności. Wolność ta rozpoczyna się od naszego wnętrza, czyli od wolności od siebie samego. Można to też nazwać dystansem, trzymaniem się na odległość od własnych myśli, emocji, popędów i impulsów. A przede wszystkim jest to odsunięcie się od ego. To fundament wszelkiej duchowości – trzymać się jak najdalej od siebie. Jeśli nam się to uda, to w naszym wnętrzu rodzi się przestrzeń, powstaje dużo miejsca, w którym mogą zaistnieć wartościowe relacje, dobre uczucia, współczucie, intuicja. I na tym polega duchowość w swej najlepszej postaci, a nie na nazwach, doktrynach, podniosłych śpiewach czy ubiorach. Ludzie religijni zwykle mylą podniosłość z duchowością.

Jakże często bywa tak, że podchodzimy do kogoś i już po chwili czujemy, że jest nam duszno. Bo w tym człowieku nie ma wewnętrznej przestrzeni, nie ma w nim wolności, nie ma ducha. Dusimy się w jego obecności, bo całe wnętrze tej osoby wypełniania wyłącznie jej ego. Taka osoba wszędzie widzi tylko siebie i swoje interesy. Zdradza tym samym swoje człowieczeństwo, bo przecież tylko w człowieku może zamieszkać duch, i dzięki temu człowiek może być prawdziwie wolny. A bycie wolnym polega na dawaniu wolności innym istotom, czerpiąc ze swojej własnej wolności. Ludzie obawiają się duchowości, uważają bowiem, że amorficzna wolność zagraża ich egzystencji, a więc lgną do czegokolwiek – do siebie, do doktryny, byle tylko nie być wolnym. A przecież duch jest tym samym co życie.

Rytuały religijne mogą być okazją do doświadczeń duchowych, w końcu po to zostały stworzone i dla wielu wypełniają taką funkcję, dostarczając łatwego sacrum, jak to nazwał Mircea Eliade. Jednak nie są one jakimś rodzajem bezosobowej metody, jak metoda naukowa, mającej prowadzić do określonego celu bez współdziałania intencji samego człowieka. Znam wielu ludzi, którzy medytowali przez dekady i nie doczekali się żadnych efektów, które im obiecywała ich „ścieżka duchowa”. Czego im brakło? Właśnie intencji, wolności ducha, otwartości na to, co się przydarza, a co zwiemy życiem. Życie przekracza wszystko i oddanie się mu w całej pełni jest tym, co nazywamy duchowością.

Dodaj komentarz