O, radości, iskro bogów,
kwiecie Elizejskich Pól,
święta, na twym świętym progu staje
nasz natchniony chór.
Jasność twoja wszystko zaćmi,
złączy, co rozdzielił los.
Wszyscy ludzie będą braćmi tam,
gdzie twój przemówi głos.
W „Odzie do radości” Friedrich Schiller odwołał się do najszlachetniejszego stanu ludzkiego ducha, w którym wykracza on poza swoje granice. Radość to chwila, gdy wstępuje w (en) człowieka bóg (theos). Radość to zatem en-tuzjazm. Czujemy to, gdy słuchamy IX symfonii Beethovena. Dwa ostatnie wersy mówią o tym, co dla mnie najważniejsze w całym tekście. Tylko wtedy, gdy w ekstazie – która jest inną nazwą entuzjazmu – wychodzimy poza egoiczne ograniczenia, możemy poczuć, że jesteśmy ludźmi.
Poczucie odrębności, indywidualności, jest prymarnym zawinieniem ludzkiego istnienia. Dualizm oddzielający mnie od całości świata to iluzja, podstawowe źródło cierpienia. Co je znosi? Wedle Schillera – radość. Czy zauważyliście, że w chwilach radości rzeczywiście nie ma granic? To chwila, gdy wstępuje w nas bóg (theos) i obdarza wszystkich radujących się jednością. Dla takich chwil radości warto żyć. Bo radość jednoczy.
Wszystko, co dzieli to pierwiastek dia-boliczny, który rozdziela, różnicuje, kłóci. Jest zatem źródłem smutku, rozpaczy, gniewu, złości. Powoduje cierpienie i ból. Zawsze gdy mówisz „ja”, dzielisz świat na dwie części. I wtedy świat staje się smutny, wyganiasz z niego radość, gaśnie blask w twoich oczach i czeźnie uśmiech na twoich ustach. Nagle stoisz, całkowicie samotny, w ciemnościach tylko własnego istnienia.
Tym, co łączy i jednoczy ludzi jest muzyka, taniec, rytm. Pewien prymatolog powiedział: „Ludzie to tańczące małpy”. To nie jest nic deprecjonującego. Moim zdaniem, to pochwała ludzi – o ile tańczą. Natomiast myśl dzieli, odróżnia. Czasem wydaje się, że jednoczy, gdy grupa ludzi łączy się wokół jakiejś ideologii. Jest to jednak zawsze jedność przeciwko komuś innemu. Zatem, kończąc już, tańczmy, śpiewajmy, bądźmy ludźmi.
