O gnieździe i jaju

Często byłem pytany przez różne osoby, co sądzę o ich niezwykłych doświadczeniach – czy to, nazwijmy je tak, mistycznych czy też psychodelicznych. Także nieraz na wykładach i spotkaniach publicznych byłem świadkiem, jak takie osoby pytały nauczyciela czy wykładowcę o to, co im się przytrafiło. Ludzie ci chcieli porozmawiać o swoich doświadczeniach, które najczęściej ledwo co były ujmowalne w słowa. Z punktu widzenia ich zwykłej świadomości, nie przemienionej przez to doświadczenie, chcieli coś zrozumieć – czym to było, jak można by ich doświadczenie ująć w ramach jakieś filozofii czy psychologii. Byli świadomi, że to nie słowa dostarczyły im owego doświadczenia, ale jednak pragnęli słów.

Cóż, zawsze starałem się coś powiedzieć. Coś o koncepcjach Junga albo innej postaci, która miała podobne doświadczenia i sama starała się je ująć w słowa. Zastanawiało mnie jednak zawsze jedno – przecież słowa, nawet najbardziej niezwykłe, nijak się mają do doświadczeń, o których owi ludzie opowiadali. Skąd więc owa potrzeba, po co ktoś chce używać słów, zwykle całkowicie nieadekwatnych? W ramach bliskiego mi podejścia Junga mógłbym na przykład powiedzieć, że świadomość chce jakoś zasymilować treści, które wypłynęły z nieświadomości. Za Plotynem, który miał doświadczenia mistyczne i stworzył system filozoficzny przez nie inspirowany, mógłbym powiedzieć, że filozof tylko wskazuje drogę, a samo zobaczenie jej celu jest dziełem widzącego. Obydwaj ci twórcy są zresztą doskonałym przykładem tego, jak można zasymilować swoje doświadczenia. Bardziej jednak ostatnio przemawia do mnie pewna metafora.

Otóż wszelkie myśli, systemy filozoficzne i psychologiczne, nauki duchowe zawarte w uczonych księgach są niczym gałązki, piórka, trawa i liście, z których ptaki budują gniazda. Jeśli ptak zbuduje gniazdo, to ono samo w sobie nic nie znaczy, ale jeśli złoży w nim jajo, to wtedy gniazdo jest konieczną podstawą do tego, by owo jajo można było wysiedzieć. A jeżeli się to dokona, to z jaja wykluje się nowe życie. I dlatego ci, którzy przeżyli coś niezwykłego, pragną tych wszystkich intelektualnych, suchych koncepcji, bo chcą zbudować sobie takie gniazdo. Daje im ono niezbędne oparcie, osadzenie we wspólnym świecie ludzi. Jeśli zatem mamy gniazdo, potem mamy jajo, i w końcu mamy człowieka, który pragnie je wysiedzieć, to może coś się z tego wykluć.

Na koniec mała opowieść. Prawie czterdzieści lat temu pewien członek buddyjskiej sanghi zen, z którą wówczas utrzymywałem dosyć luźne kontakty, przyłapał mnie na czytaniu książki o buddyzmie. Zbulwersowany rzekł, że on nic nie czyta, nawet książek swojego nauczyciela, bo czytanie nie prowadzi do oświecenia, tylko medytacja. Spotykałem się wówczas często z takim poglądem. Obecnie też, bo jest to typowy pogląd dla nieświadomych intelektualistów, którzy boją się słów i są przez nie wykorzystywani, bo nie potrafią użyć ich do własnych celów. Po latach dowiedziałem się, że wspomniany buddysta zen jest rozczarowany swoją praktyką, która nie przyniosła spodziewanych efektów. Obarczył za wszystko linię przekazu, okazując się tym samym nieświadomym więźniem myślenia magicznego. Nie wiem czy to zła linia była, czy sobie nie uwił właściwego gniazda dla jaja własnego doświadczenia.

Dodaj komentarz