Małe dziecko przyjmuje świat w sposób całkowicie bezwiedny. Podobnie przyjmuje samego siebie, jako punkt w tym świecie, który go otacza i czaruje swoją pierwszoraźnością. Jednak w pewien całkowicie nieświadomy sposób, niczym małe zwierzątko, rozumie siebie takim, jakie jest. Gdy sięgamy pamięcią do tych pierwszych chwil naszego istnienia, możemy jeszcze w bladym wspomnieniu przywołać ową pierwotną jedność życia, nieskażoną żadną myślą.
Potem jednak dorastamy. Jedną z fundamentalnych cech tego procesu jest to, że przestajemy siebie rozumieć. Widać to szczególnie u nastolatków, których mózg jest jeszcze w budowie, ale już stawia pewne pytania. W najtrudniejszym z tych pytań nastolatek zapytuje siebie o to, kim jest. Bo oto odkrywa siebie, ale to odkrycie jest tożsame ze stwierdzeniem, że siebie nie rozumie. Stąd tyle pytań o wszystko, z którymi i ja się spotykałem, ucząc lata temu w liceum.
Tak, nastolatek szuka odpowiedzi, bo uświadomił sobie, że sam jest jednym wielkim pytaniem. Dziś zapewne szuka tych odpowiedzi w internecie. W latach dziewięćdziesiątych, gdy byłem nauczycielom filozofii, czasem bywałem obiektem takich zapytywań. Czułem, że wynikają one właśnie z niezrozumienia tego, kim się jest. Chaos tych młodzieńczych poszukiwań jest najcenniejszą rzeczą, jaka im się przydarza, chociaż, niestety, sami o tym nie wiedzą.
Z czasem jednak nastolatek dorasta. W pewnym wieku postanawia, że już wie, kim jest. To oczywiście złudzenie, spowodowane tym, że zaprzedał swoją duszę systemowi społecznemu i stał się trybikiem w maszynie życia. Trybik na pewno wie kim jest. Smutno mi jednak po latach spotykać tych już niemłodych ludzi, którzy udają, że wiedzą kim są. Najważniejsze bowiem to przez całe życie wzrastać, wychodząc od jednego stanu nierozumienia siebie ku drugiemu stanowi nierozumienia siebie, zwykłe jeszcze większemu. I tak wzrastać aż do śmierci. Która jest naszym największym niezrozumieniem siebie.
