„A to jest, o wy, mnisi, szlachetna prawda o cierpieniu: cierpieniem są narodziny, cierpieniem jest starość, cierpieniem jest choroba, cierpieniem jest śmierć, cierpieniem jest ból, smutek, żal, opłakiwanie oraz rozpacz, cierpieniem jest obcowanie z tym, kogo nie miłujemy, cierpieniem jest rozłąka z tym, kogo miłujemy, cierpieniem jest niespełnienie życzeń: słowem, cierpieniem jest pięć kategorii elementów zasilających żądzę bytowania”. Tak brzmi pierwsza szlachetna prawda buddyzmu, wygłoszona przez samego Buddę, jak głosi tradycja, w Parku Jeleni w Sarnath, tuż po tym jak osiągnął oświecenie. Trudno o bardziej zwięzłe i klarowne opisanie tego, czym jest życie człowieka.
Czym zatem jest dukhka? Tłumaczenie tego słowa jako cierpienie jest dosyć mocną interpretacją. Tym bardziej, że pierwsza szlachetna prawda to nie wyraz pesymizmu, ale stwierdzenie mówiące o ontologicznej strukturze rzeczywistości. Zawsze to zaznaczam, gdy mówię o buddyzmie – świat naszego doświadczenia jest naznaczony dukhka, a to znaczy tylko tyle, że jest zmienny. Dlatego można oddać ten termin innymi słowami, na przykład doświadczanie zmiany. Wszystko, co istnieje jest poddane powstawaniu i przemijaniu. Przyjemne doświadczenie wkrótce przeminie i w każdej chwili szczęścia i radości tkwi ziarno świadomości tego przemijania. To jak łyżeczka dziegciu w słoiku miodu. Niektórzy mówią o fundamentalnym dyskomforcie albo o nieukontentowaniu czy też niezadowoleniu towarzyszącemu wszelkiemu doświadczaniu. A wynika to z podstawowej nietrwałości, czyli uwarunkowania wszystkich bytów, co buddyzm nazywa pustką.
Ale w swobodnej interpretacji terminu dukhka można pójść dalej. Dlaczego cierpimy, gdy osoba, którą spotykamy okazuje się czasem nie taka jak sobie wyobrażaliśmy? Tak, to też dukhka, tu pojawiająca się jako rozwianie naszych złudzeń. Pozbycie się iluzji może być czasem bardzo pozytywne, ale jednak boli. Czujemy się zawiedzeni. Nasze piękne marzenia legły w gruzach. Czujemy się rozczarowani, bo minął czar, jakim jest iluzja i ukazała się prawda o danej osobie. Czujemy dukhka też wtedy, gdy tracimy iluzje co do nas samych. Rdzeniem dukhka jest bowiem przywiązanie do przyjemności i przywiązanie do idei trwałości ego, czyli wspomniana w pierwszej prawdzie żądza bytowania, która wywodzi się z niewiedzy. A tymczasem życie jest jednym wielkim procesem rozczarowań. Jak mówi pierwsza szlachetna prawda, życie zaczyna się od narodzin, a kończy śmiercią – to dwa elementy dukhka. A co jest pomiędzy? Także dukhka.
Pewien współczesny nauczyciel buddyjski wywodzi termin dukhka od rdzenia określającego złe funkcjonowanie skrzywionej osi wozu. Gdy oś naszego wozu jest krzywa, możemy kontynuować jazdę, ale czujemy ów dyskomfort, o którym wspomniałem powyżej. Coś w naszym życiu cały czas skrzypi… i nie da się owego skrzypienia usunąć, bo taka jest rzeczywistość. To dla mnie istota dukhka – to nieustanne skrzypienie, którym jest naznaczone nasze życie, to nieustanne rozwiewanie się miłych iluzji, nieustanne zawody ludźmi, rozczarowania, a często prawdziwy ból, cierpienie, choroba, samotność. Żaden smar nie załagodzi tego skrzypienia, choć wszystkie religie twierdzą, że są zdolne to uczynić. Ale religia to nic innego jak tylko kolejne złudzenie, które przedstawia się jako lekarstwo na skrzypienie tego świata.

Ja lubię o tym myśleć właśnie jak o fundamentalnym niezadowoleniu, chyba u Alana Wattsa takie określenie przeczytałem. Bo dukhka jest to chyba coś więcej niż tylko niezadowolenie z faktu, że wszystkie przyjemności przemijają i mogą ustąpić pola jakiemuś rodzajowi cierpienia (w najszerszym sensie) – to jest dostrzeganie, że same te przyjemności są ułudą. Nawet nie dlatego, że kiedyś przeminą (choć to też), ale że tak naprawdę te ludzkie ego-przyjemności nie są w jakimś sensie „prawdziwe”. Jest to trudne doświadczenie, ale może być wyzwalające, gdyż prowadzi do poszukiwania „zamienników” tych przyjemności. Czyli de facto jakiejś formy gnozy.
PolubieniePolubienie
Tak, same przyjemności są ułudą. Ale może cierpienie też? Intelekt tu nie daje rady.
PolubieniePolubienie
Termin „dukha” zwykłem kojarzyć z terminem „permanentnego mikrocierpienia”. Jest nią powiew wiatru w odsłonięte plecy, brzęczenie komara, swędzenie, nieprzyjemna myśl trwająca pół sekundy czy mimowolne zadrganie powieki. Życie to pasmo niewygód, słowo „cierpienie” jest silnie naznaczone powagą sytuacji, której dotyczy w naszej kulturze – dlatego tak cenię słowo „dukha”. Sporo „dharmicznych” terminów opisuje niuanse fenomenologiczne naszego umysłu, których nie mamy w naszej kulturze. Trudnym jest precyzyjne oddanie właściwego znaczenia niektórych z nich, zwłaszcza jednym słowem. A nie powiem, są bardzo przydatne!
PolubieniePolubione przez 1 osoba