„Bezmyślnym życiem żyć człowiekowi nie warto”. To Sokrates Platona w dialogu Obrona Sokratesa. Bardziej dosłowne tłumaczenie brzmiałoby: „Życiem nie przebadanym żyć człowiekowi nie warto”. Do tego zachęca Sokrates – do badania swojego życia, przyglądania się mu, poddawaniu refleksji, baczeniu na wszystkie jego chwile. Trudno nie zauważyć, że Sokrates wzywa człowieka do tego, co dziś nazywa się uważnością. Wbrew potocznym poglądom, głoszącym że filozofowie błądzą głowami w chmurach i są odcięci od rzeczywistości, Sokrates pokazuje, iż istotą filozofowania jest nieustanne zważanie na swoje życie. Nazywa to troską o duszę. Zważając na bieg naszego życia badamy każdy jego moment, nie pozwalamy, by umknął on w niepamięci i negatywnie wpłynął na nasze postępowanie.
Sanskryckie słowo smriti, które jest tłumaczone współcześnie jako uważność, oznacza wyjściowo pamięć. Gdy jesteśmy uważni, pamiętamy, a gdy pamiętamy, jesteśmy uważni. To samo znaczenie pobrzmiewa w sokratejskim badaniu życia. Czy zawsze pamiętamy o tym, czy zamknęliśmy drzwi? Czy pamiętamy czy zakręciliśmy wodę przed wyjściem? Jeśli nie pamiętamy takich drobnych spraw znaczy to, że nie byliśmy uważni w chwili, gdy je robiliśmy. Że byliśmy wtedy pogrążeni w swoich myślach, zamiast być tu i teraz. Może nam się wydawać, że Sokrates wzywa nas do jakiś wielkich i poważnych spraw w naszym badaniu życia, ale uważność zaczyna się od tego, co najmniejsze.
Czym jest zatem życie bezmyślne? Nieco paradoksalnie to zabrzmi, ale jest to życie pełne myśli, które przebiegają przez głowę i unoszą umysł poza granice rzeczywistości. Najbardziej bezmyślne życie prowadzą ci, którzy cierpią na mentalną biegunkę; którzy wpierw pomyślą, a potem dopiero się zastanawiają – albo i nie – co pomyśleli. Życie bezmyślne prowadzą ci, co dają się porwać rzygliwej rzece bełkotu, jaka wypełnia ich głowy. I nawet nie tylko głowy, bo owo myślowe szambo wylewa się z ich ust i zalewa innych. Ostatnią myślą, jaka mogłaby przyjść im do głowy, jest ta, że mogliby nie myśleć i nie gadać. Niestety, myśli mają to do siebie, że opętują słabe umysły, podporządkowują je sobie niczym pasożyty.
Badajmy zatem swoje życie, badajmy swoje myśli. W buddyjskiej metaforze nasze myśli są niczym obłoki przepływające na niebie. Możemy na nie spoglądać, obserwować, badać, ale nie jesteśmy nimi. Ci, którzy prowadzą życie bezmyślne – że po raz kolejny powtórzę – są przekonani, że są swoimi myślami, dają się im porwać i podążają za nimi. A tymczasem życie ich omija i biegnie gdzieś w oddali, pozostawiając naszych „myślicieli” za sobą, wyzutych z sensu i radości. Chcesz być szczęśliwy? Przestań się czepiać swoich myśli, lgnąc do nich jak do jedynej rzeczywistości, bo są one niczym innym jak nieciekawym, niewartym nawet najmniejszego zainteresowania gównem, czczą gadaniną, pełną wrzasku i idiotycznych skojarzeń, niosącą tylko ból i cierpienie.

Tu chodzi chyba o takie myśli, które pojawiają się w umyśle same z siebie i czasami bez sensu za nimi podążamy. Jeśli myśl jest wynikiem racjonalnego zastanawiania się (w dobrym znaczeniu tego słowa, nie takim „materialistycznym”), to jednak może być pożyteczna 🙂 W każdym razie na pewno warto ćwiczyć ową uważność. Jest w tym jakaś ukryta głębia, którą już dawno zauważyły religie Wschodu. Ostatnio trafiłem na ciekawą praktyczną książkę w tym kierunku autorstwa Joela Leveya pt. „Relaksacja, koncentracja, medytacja”, która traktuje dokładnie o tym, o czym mówi tytuł. Trzecie winno być poprzedzone drugim, a drugie pierwszym. Nie wiem czy są lepsze książki o tych sprawach, ale ta na teraz mi się podoba i mogę polecić. Co nie znaczy, że wszystko już wypróbowałem… Ale metody tam zawarte wyglądają na cenne.
PolubieniePolubienie
Tak, gdy medytuje się na obiekt jakim jest jakaś myśl, to wtedy umysł jest skoncentrowany i spokojny. Ale ilu ludzi medytuje w taki sposób?
PolubieniePolubienie