O śmierci

Za dwa dni będę prowadził warsztat poświęcony śmierci i żałobie. Chciałoby się powiedzieć, że śmierć to dla filozofa wiecznie żywy temat. Jego nieustanne naświetlanie i rozważanie jest kołem napędowym filozofowania. A co jest zadaniem filozofa? Dostarczenie innego niż potoczny sposobu patrzenia na sprawy tego świata, zmiana percepcji. Spróbujmy zatem zrobić to w przypadku śmierci.

Spójrzmy na śmierć jako na przebudzenie się z życia. Budzimy się w śmierci z tego, co uważamy za siebie, w momencie śmierci odpada od nas fundamentalna iluzja naszego ja, które chce żyć wiecznie, pragnie być stałe i niezmienne. Śmierć to zatem najbardziej radykalna zmiana w naszym życiu, Umierając stajemy się tym, czym zawsze byliśmy, wyłączając te kilkadziesiąt lat czasu zwanego życiem.

Żyjący obserwują śmierć z zewnątrz. Daje im to jej zniekształcony obraz – jako zniknięcia, nieobecności, braku. Natomiast śmierć przeżywana od wewnątrz jest przejściem do przynależnego nam wszystkim stanu nieistnienia. Nikt z czytających te słowa nie istniał w roku 1900, nikt nie będzie istniał w roku 2100. Jedno i drugie nieistnienie jest dokładnie tym samym.

Życie to narodziny i śmierć. Te słowa opisują pełny cykl istnienia i nieistnienia. Poza nim nie ma nic. Rodzimy się, wychodząc z nicości i umieramy, wracając do nicości. Życie obejmuje sobą także śmierć. I tym ona jest – odejściem od bolesności istnienia, przebudzeniem z życia. Warto tu przypomnieć słowa z Tybetańskiej Księgi Umarłych: „Szlachetny synu! Oto przyszedł na ciebie czas tego, co nazywamy śmiercią”. A na Śląsku mówią prosto: „Zmarło mu się”.

3 komentarze do “O śmierci

  1. GregPast's awatarGregPast

    Jeśli śmierć to „przebudzenie się z życia”, to z konieczności musi być przebudzeniem się „do czegoś”. Ale jak to „coś” nazywa się po prostu „stanem nieistnienia”, to pozostaje to zwykłym synonimem śmierci w ludzkim egoicznym rozumieniu. Żeby ludzie mniej bali się śmierci, trzeba nakreślać im realne istnienie tego „czegoś”. Absolutnie realne, choć zupełnie inne od tego, do czego są przyzwyczajeni i od tego, co zwą realizmem. Jednocześnie wskazywać trzeba, że ta rzeczywistość może być odkryta, np w medytacji. A jeśli ten stan nieistnienia miałby być po prostu tym, co ów termin istotnie oznacza, to wtedy, rzekłbym – mamy przechlapane. Bo albo jesteśmy marionetkami uwikłanymi w grę potężniejszych sił i cel jest, ale nie nasz, albo jest tylko to, co widzi ego i wtedy nie można je winić za chęć wiecznego istnienia.

    Tak bym to widział. I jakoś zawstydziło mnie to, co napisałem… Oczywiście ten temat jest wielką tajemnicą i wykracza poza ułomne opinie jednostek.

    Polubienie

    Odpowiedz
      1. GregPast's awatarGregPast

        To chyba zależy w jakim sensie mają się bać, bo pewnie nie w takim, aby tego życia kurczowo się trzymali za wszelką cenę. Ja widzę to tak – bój się śmierci i bądź jej świadom, byś za życia się do niej dobrze przygotował.

        Polubienie

Dodaj komentarz