O końcu świata według Walentyna

Jeden z największych mistrzów gnozy. Urodzony w Egipcie, w drugim wieku naszej ery, zdobył wykształcenie w Aleksandrii, następnie udał się do Rzymu, gdzie nieomal nie został jego biskupem. Szkoda, chrześcijaństwo by było ciekawsze. Protekcjonalnie wypowiadał się o ortodoksach, z czego możemy wnosić, że był zdegustowany taką formą chrześcijaństwa w jakiej wyrósł. Z jego poetyckiej duszy wyłonił się wyrafinowany system mitologiczny mówiący o wewnętrznej tragedii w łonie samego bóstwa, o zakłóceniu, które przytrafiło się Absolutowi i spowodowało rozpad Pleromy. Będąca wynikiem tego rozdarcia niewiedza stanowi substancję naszego świata, który jest cierpieniem. Zbawcza gnoza doprowadza rozproszone cząstki boskości z powrotem do jedności. Ponieważ materia jest u Walentyna wynikiem niewiedzy, można przypuszczać, że wraz z oświeceniem ostatniego pneumatyka ten świat ulegnie unicestwieniu.

Świat bowiem ginie nie tylko wtedy, gdy umiera ciało, ów nędzny pojazd hylika. Ginie też wtedy, gdy się od niego wyzwalamy, w najlepszym buddyjskim stylu. Gnoza właśnie na tym polega, na śmierci dla tego świata i na śmierci tego świata. Wiedzieli o tym gnostycy, buddyści, jogini. W klasycznej jodze Patańdżalego znajdujemy kategorię dżiwanmukty, czyli osoby wyzwolonej za życia. Prawzorem dżiwanmukty był Budda, który osiągnąwszy nirwanę w wieku 35 lat, umarł dla życia. Także w chrześcijaństwie znajdujemy taką ideę: „Kto chce znaleźć swe życie, straci je, a kto straci swe życie z mego powodu, znajdzie je” (Mt 10, 37). W tantrze proces wyzwolenia jest tożsamy z procesem dekreacji kosmosu, resorpcji kosmicznej poprzez odwrócenie manifestacji, zwanej całkowitym odwróceniem (paravritti).

Ludzie umierają, umierają też światy. Mistyk jest tym, który umarł dla spraw tego świata. Gnostyk podobnie, żyjąc w tym świecie jest dla niego obcy. Gdyby wszyscy ludzie byli gnostykami, ten świat w pewnym sensie przestał by istnieć. Niestety nie są. Traktują ten świat tak serio, że obecnie rysuje się poważna groźba, iż sczeźnie on w atomowej pożodze, wzbudzonej przez hyliczne pragnienia ludzi. Dlatego wolę koniec świata wedle Walentyna. Koniec, który polega na tym, że najbardziej świadome jednostki się z tego świata wypisują.

Dodaj komentarz