Bertrand Russell stwierdził kiedyś: „Na świecie jest zbyt wielu ludzi wierzących w zbyt wiele rzeczy i, być może, najwyższa mądrość zawiera się w zdaniu, że im mniej spraw bierzemy serio, tym mniej wyrządzamy zła”. Za takie słowa kochamy filozofów. Mają oni – oczywiście nie wszyscy, bo spora część tego stadełka jest wręcz uzależniona od swoich poglądów – dystans do swoich słów i myśli, w przeciwieństwie do ludzi pogrążonych we własnych chaotycznych przebiegach mentalnych, które tylko z trudem można nazwać myśleniem, którzy jednak biorą je na poważnie i całkowicie się z nimi utożsamiają.
Branie na serio swoich myśli to nic innego jak nader rozpowszechniona odmiana choroby psychicznej. Cierpi na nią większość populacji homo sapiens. Mało tego, nie tylko biorą oni swe myśli na poważnie, ale też częstują nimi innych. Nie ma nic bardziej żałosnego jak obserwacja przedstawicieli gatunku homo sapiens, którzy bezrefleksyjnie, z niesamowitą powagą wypowiadają to, co burczy im w czaszce.
Refleksja polega na tym, że jesteśmy świadomi, iż możemy się mylić, że nasz ogląd rzeczywistości jest i zawsze pozostanie cząstkowy, niepełny i ułomny. Ja także nie wiem, czy to, co tu piszę jest zasadne czy też nie. Ponieważ jednak nie chcę wyrządzać więcej zła, zostawiam te parę słów tutaj. Człowieka trudno zmusić do refleksji, już łatwiej zmusić go pod lufą karabinu do rozstrzelania swojego bliźniego.
Mamy pod czaszką niecałe półtorej kilograma najbardziej skomplikowanej i złożonej materii w znanym nam wszechświecie. Nazywa się to mózgiem. Zwykle go nie wykorzystujemy nawet w skromnym ułamku, bo jesteśmy nieomal całkowicie nieświadomi. Jak mawiają współcześni badacze, nasza świadomość jest niczym szympans za sterami Jumbo jeta, który naciska kolorowe światełka i wydaje mu się, że steruje lotem. Ale to tylko jego iluzja, bo samolot leci na autopilocie zwanym nieświadomością. Bycie nieświadomym to naturalny stan ludzkiego umysłu, a wyprowadzenie go z tego stanu to ciężka i niewdzięczna praca.
O braniu na serio
Dodaj komentarz
