O sumieniu

Sumienie jest nieraz potocznie pojmowane jako swego rodzaju opoka, nieustępliwa instancja naszych sądów moralnych. Człowiek sumienia jest postrzegany jako trwający pewnie przy swych osądach i posiadający odpowiedzi na wszystkie pytania. Jednak sprawa nie ma się tak prosto. Zbadajmy źródła językowe, z których pochodzi słowo sumienie. Wiele języków zaczerpnęło je z łaciny, gdzie sumienie to „con-scientia”, czyli jakaś współ-wiedza. Zatem mamy tu do czynienia z pewnym rozdwojeniem, niepokojącym rozszczepieniem w podmiocie, w którym istnieje coś, co wie o jego postępkach. Jeszcze ciekawsze i pokazujące dokładnie istotę sumienia jest źródło tego słowa w językach słowiańskich. Jak podaje Aleksander Brückner w starocerkiewnosłowiańskim „samineti” oznacza „wątpić”, „obawiać się”. Czyli człowiekiem obdarzonym sumieniem nie jest ten, który z absolutną pewnością feruje osądy moralne, których prawdziwość gwarantuje mu zresztą zwykle jakaś instytucja typu kościół lub partia. Nie, posiadać sumienie to znaczy wahać się, zastanawiać, wątpić. Mam sumienie nie wtedy, gdy staram się wcisnąć każdy uczynek w prokrustowe łoże kodeksu moralnego, ale wtedy, gdy rozważam każdy przypadek indywidualnie i wiem, że mogę się mylić w jego ocenie. Posiadać sumienie to znaczy nie osądzać pochopnie, wedle zapożyczonych z zewnątrz kryteriów moralnych, ale stawiać sobie nieustannie pytanie: „Czy mogę się mylić?”

Dodaj komentarz