Archiwa miesięczne: Kwiecień 2021

O przekonaniach

Oddany działacz partii politycznej akceptuje bez wahania frazeologię swojej partii i nie odczuwa najmniejszej potrzeby analizowania jej spójności logicznej czy też zgodności z faktami. Wierzy w w tezy programu własnego ugrupowania, uważa je za sprawiedliwe i godne szacunku, a już na pewno za bardziej godne szacunku niż tezy partii opozycyjnej. Nie zastanawia go podstawowy fakt, że tezy emfatycznie wygłaszane przez lidera jego partii mają raczej charakter wyznania wiary niż czegoś, co by przypominało chociaż w pewnym stopniu diagnozę rzeczywistości. W naturze przekonań leży bowiem to, że są one zgodne tylko z rzeczywistością taką jaka być powinna, a nie z taką jaką jest w istocie. Skąd zatem ich entuzjastyczna akceptacja u wszelkiego rodzaju wyznawców? Z tego, że dany zestaw przekonań jest wyznawany przez innych ludzi. Człowiek nie staje nigdy sam wobec rzeczywistości. Zawsze ma do dyspozycji zestaw przekonań, a te są dziełem kolektywu. Chroni się w nich, a grupa daje mu otuchę i oferuje uzgodniony obraz rzeczywistości, najczęściej nie mający nic z nią wspólnego.
Freud pisał, że przekonania są iluzjami. Jednak iluzja nie jest tym samym co błąd. Cytując jego słowa: „Idee religijne, dogmaty są spełnieniami najstarszych, najsilniejszych i najbardziej uporczywych pragnień ludzkich”. Dlatego nie można ich ani dowieść, ani zbić. Za każdym przekonaniem tkwi bowiem pragnienie by być kimś wyjątkowym, niezwykłym, obdarzonym ezoteryczną wiedzą. To nadaje mu moc i znaczenie. Paradoksalnie, spełniamy to pragnienie dołączając do grupy myślących podobnie jak my osobników. Uzyskujemy w ten sposób kolejne złudne wrażenie, utwierdzone dzięki przyświadczeniu społecznemu, że jesteśmy kimś wyjątkowym, bo przynależymy do grupy. To słodka iluzja tożsamości. A tymczasem naprawdę jestem sobą tylko wtedy, gdy nie posiadam żadnych przekonań. Wszystkie moje myśli są niczym łowickie, papierowe wycinanki płonące w ogniu…Nic nie wiem i nic nie rozumiem.

O teraźniejszości

Tydzień temu napisałem, że jednym ratunkiem przed pochłaniającym bagnem przeszłości jest dotknięcie teraźniejszości i zatracenie się w niej bez końca. Zabrzmiało tak jak jakbyśmy musieli dokonywać specjalnego aktu woli, by chwytać się teraźniejszości. Nie jest tak, bo samo słowo ją określające odkrywa to, czym ona jest. To te-raź-niejszość. To ona nas razi, poraża, bierze w swoje posiadanie, uderza niczym piorun, jest jedyną rzeczą, jakiej tak naprawdę doświadczamy. Nasze myślenie od niej ucieka, pogrąża się w przeszłości albo wybiega w przyszłość. Obydwa te kierunki są iluzją, wspominaniem albo planowaniem. Jedynym co istnieje jest tylko po-rażająca nas teraźniejszość. W dotyku, w ogarniającej wszystko emocji, w pochłaniającym przepływie fascynacji, w namiętnym skupieniu, gdy nie ma nic poza tu i teraz, tylko wtedy wiemy, że żyjemy. Poza chwilą teraźniejszą nie ma nic.

O przeszłości

„Przeszłość jest jak wielka trąba powietrzna, która stale ciągnie człowieka do tyłu. Kiedy nie idziesz do przodu, cofasz się. Gdy tylko człowiek spojrzy wstecz ze smutkiem lub z pogardą, przeszłość znowu ma nas w garści. Przeszłość to niesamowita siła”. Słowa te wypowiedział Carl Gustav Jung. Trudno mu nie przyznać racji. Zawsze gdy wspominamy przeszłe chwile, a szczególnie te najbardziej przykre, stajemy się ich ofiarami. Nie istnieje wtedy teraźniejszość, nie ma przyszłości, jest tylko przeszły ból, niweczący wszystko, co by mogło się zdarzyć gdyby go nie było. Wspomnienia przeżytych lata temu bolesnych chwil chwytają nas za gardło i duszą niczym okrutny kat. Nie liczy się nic innego poza tym, co było. A tego co było, nic nie może przecież odmienić. Jedynym ratunkiem jest pójście naprzód, ale to jest ciężkie, niczym brnięcie po pas w śniegu. Bo przeszłość jest też niczym bagno, w którym każdy ruch wciąga nas coraz głębiej. Za każdym razem gdy oddajemy się niemiłym wspomnieniom pogrążamy się w bagnie przeszłości i toniemy w nim po szyję. Jedynym ratunkiem jest dotknięcie teraźniejszości i zatracenie się w niej bez końca. To otwiera nas na przyszłość. Jak to zrobić? Pomaga tu zrozumienie, że przeszłość to tylko myśl, kłamliwe wyobrażenie, które żywimy nie zwracając uwagi na żywą treść naszej teraźniejszości. Jest to najbardziej widoczne w przypadku, gdy bolą nas wspomnienia osób, które dopiero co poznaliśmy i pokochaliśmy. Ich przeszłość znamy bowiem tylko z historii, które one nam opowiadają o rzeczach, które działy się z nimi wtedy, gdy nawet nie wiedzieliśmy, że osoby, które teraz kochamy istnieją. I jest to najlepszą nauką dla nas, by także do własnej przeszłości odnosić się podobnie, by nie trzymać się tego kogoś, kimś się kiedyś było, a którym już się nie jest.

O losie

„Oto wymarła mi rodzina, zgnębiła mnie lichwa, zniszczał mi dom, przypadły mi w udziale szkody, rany, trudy i obawy: zwyczajne to zdarzenia. Mało tego: powinno było mi się to przytrafić. Przychodzi to bowiem z wyroku losu, a nie z zrządzenia przypadku. O wszystkim co wydaje się niesprzyjające i uciążliwe, nauczyłem się myśleć tak: nie okazuję posłuszeństwa bóstwu, lecz się z nim zgadzam; idę za nim z własnej ochoty, a nie dlatego, że jest to konieczne”. To Seneka w „Listach moralnych do Lucyliusza”. Mój ulubiony fragment. Gdy go pierwszy raz przeczytałem, dekady temu, nie wiedziałem, że w moim życiu zajdą takie same zdarzenia i to w dodatku w identycznej kolejności. Ale dziwnym trafem rzeczy ten tekst utkwił mi wtedy w pamięci. Niestety, zachowałem się w tym trudnym czasie mego życia niezbyt stoicko. Rzucałem się jak ryba na piasku, opierając się losowi. Dopiero teraz, po latach mogę to wszystko co mi się przydarzyło przyjąć i zaakceptować. Życie kołem się toczy, dobre i złe chwile następują po sobie, a mnie, cóż, pozostaje tylko obserwować bieg rzeczy. Jak pisał Platon, jesteśmy tylko zabawkami w rękach bogów. Pozostaje nam zatem z ochotą odgrywać swoją rolę w życiu, a potem odejść bez żalu.