O początkach mistyki

William James w swoich Odmianach doświadczenia religijnego, która od ponad 120 lat pozostaje jedną z najlepszych książek o psychologii religii, opisuje pierwszy krok w kierunku doświadczenia mistycznego, które według niego jest jądrem wszelkiego życia religijnego. To krok tak prosty, że najczęściej nie jest rozeznawany jako mający coś wspólnego z mistyką: „Najprostszym zaczątkiem doświadczenia mistycznego wydaje się to pogłębione poczucie znaczenia pewnej maksymy lub formuły, jakie nas czasem nachodzi. Wołamy wówczas: ‘Słyszałem to powtarzane przez całe życie, lecz do teraz nie rozumiałem znaczenia tych słów’. To poczucie głębszego znaczenia nie ogranicza się do wypowiedzi racjonalnych. Gdy umysł jest odpowiednio nastrojony, takie poczucie mogą wywołać pojedyncze słowa lub ciągi słów, gra światła na ziemi lub na morzu, zapachy i dźwięki muzyczne”.

Każdy człowiek ma w sobie zalążki tego poczucia, najsilniej obecne w dzieciństwie i młodości, zwykle jednak w wieku dojrzałym u większości ludzi obumierające. Nieliczne jednostki pozostają zdolne wszelako do takich przeżyć, i to im zawdzięczamy najlepsze kwiaty na drzewie ludzkiej duchowości. A kwiat taki może rozkwitnąć, gdy, dajmy na to, przeczytamy jakieś słowa i pod ich wpływem nasz umysł się zmieni. Albo możemy ujrzeć wspaniały widok, który już nie pozostawi nas takimi jak przedtem. W tych niezwykłych momentach odsłania się przed nami dotąd nieznany sens, nieujmowalny w słowa nawet w przypadku, gdy docieramy do sensu jakieś formuły słownej, jak pisze James. Bo przeczytawszy ją nagle wiemy, co te słowa dla nas znaczą, ale nie umiemy tego znaczenia przekazać innej osobie. To ona sama musi doznać tego obrotu w podstawach świadomości, pojawienia się dotąd niewidzianego kształtu świata, jak to właśnie dokonało się w nas. Sens bowiem to nie słowa i ich znaczenie, sens to przeżycie, to ten moment w życiu, w którym już o nic nie pytamy, tylko trwamy w niemym zachwycie.

Mistyka to naturalna skłonność ludzkiego umysłu, obecna w różnym stopniu na każdym jego poziomie. Jej istotą jest coś tak subtelnego, że aż niezauważalnego w swoich prymarnych etapach – to zdolność do samoistnej zmiany sposobu funkcjonowania umysłu niezależnie od kształtujących go chaotycznych bodźców zewnętrznych. Te zmiany prowadzą do odkrywania czy też konstruowania wzorców kreujących rzeczywistość. W zaawansowanym doświadczeniu mistycznym mamy do czynienia z doświadczeniem ostatecznego wzorca rzeczywistości, jakim jest wszechogarniająca jedność wszystkiego. W pierwszych krokach doświadczenia mistycznego także mamy do czynienia z tym samym, z doświadczaniem wzorców jedności, jeszcze ułomnych, cząstkowych, ale już napawających umysł poczuciem sensu. Każde takie uchwycenie jedności jest niczym mikrosamadhi, jak najskromniejszy przedsmak niedualności.

Jak napisałem, trudno przekazać sens, jest to praktycznie niemożliwe, ale spróbuję mimo to. Drzewo, które widzę za oknem nie ma nic wspólnego ze słowem „drzewo”. Słowa, jako dźwięki, nie mają i nie niosą ze sobą żadnego znaczenia. Pomimo tego, gdy małe dziecko, uczące się dopiero języka, usłyszy słowo „drzewo”, nagle w jego umyśle pojawi się wzorzec, dzięki któremu będzie mogło postrzec spójną całość – drzewo. Na tym rudymentarnym etapie umysłu jest to odpowiednik oświecenia. W późniejszych etapach życia warto jednak wyjść poza taki rodzaj konstruowania wzorców jedności. Jest to trudne, większość ludzie pozostaje na tym wyjściowym etapie pojęciowym – ale cóż, pozostaje też na nim większość filozofów. A to dopiero doświadczenie mistyczne, doświadczenie jedności, wyprowadza nas dalej.

Nie twierdzę jednoznacznie, czy wzorce jedności konstruujemy, czy odkrywamy. Być może na różnych etapach naszego życia odczuwamy to odmiennie, być może ta różnica, jak wszystkie inne związana z językiem, nie ma po prostu znaczenia, bo przecież język nie niesie ze sobą znaczeń. Pojęcia tworzą dualistycznej wizję rzeczywistości, poza którą wychodzi mistyka. Plotyn, który najpiękniej pisał o Jednem, czy też o Jedni, zostawił nam taką wskazówkę: „Mówimy i piszemy, aby posyłać ludzi w drogę ku Niemu i aby przebudzić ich z myślenia do widzenia, jakby wskazując drogę komuś, kto pragnie zobaczyć. Nauczanie nasze bowiem dotyczy jedynie drogi i sposobu podróżowania, a samo widzenie jest dziełem tego, kto pragnie Je zobaczyć“. A więc ten, kto widzi, wie. Gnoza jest w oczach widzącego. Każdy akt widzenia to zmiana funkcjonowania naszego umysłu, o której pisałem na początku, a zatem to akt gnozy.

3 komentarze do “O początkach mistyki

  1. pc's awatarpc

    Nigdy nie przeżyłem doświadczenia mistycznego. Bardzo zaciekawiło mnie jednak, że p. prof. opisuje doświadczenie mistyczne jako doświadczenie jedności. W ramach nietypowej rozrywki w wolnych chwilach po pracy 🙂 przez ponad rok studiowałem tekst Papirusu Aniego, jednej z wersji tekstu nazywanego Egipską Księgą Umarłych. Moim zdaniem w centrum tego tekstu, który powstał ponad 3000 lat temu, jest zjednoczenie człowieka z większą całością. Tekst opowiada bowiem, jak królewski skryba o imieniu Ani po śmierci zjednoczony z Ozyrysem, wyrusza w wędrówkę przez krainę umarłych. Ponieważ Ani żył godnie na ziemi dostępuje zaszczytu zjednoczenia się ze świetlistymi istotami duchowymi, które żyją na powiekach bóstwa Re-Atuma, bóstwa słońca, stwórcy świata. Jestem chrześcijaninem i tekst Papirusu Aniego nie nadwątlił mojej wiary. Wręcz przeciwnie, pomógł mi chyba lepiej zrozumieć Nowy Testament.

    Polubienie

    Odpowiedz
  2. krystok's awatarkrystok

    Gdy byłam młodą osobą (dawno, dawno temu ), będąc na spacerze w lesie , spojrzałam na drzewo i nagle doświadczyłam jedności w przemijaniu z nim i całym światem, który w tym ulotnym momencie stał się bardziej wyraźny i dokładnie w tej samej chwili stałam się osobą „trwającą w niewiedzy”

    Polubienie

    Odpowiedz
  3. GregPast's awatarGregPast

    Na teraz pamiętam dwa takie przeżycia. W każdym razie trochę tak to odbieram. Dwa różniące się całkowicie, ale może jednak nie tak dalekie od siebie…

    Pierwsze odbyło się podczas wizyty na badaniach okresowych 🙂 Miało to miejsce w starej, dużej kamienicy, jeszcze przed remontem. Wchodzę na piętro, gdzie są gabinety lekarskie, do których wchodzi się ze sporej wielkości kwadratowego korytarza. Patrzę w prawo, a tam duże okno. Za nim duże stare drzewo. Dzień był słoneczny. I przez to okno, jakby również przez to drzewo, światło słońca wpadało do tego korytarza i rozchodziło się po nim w tak magiczny sposób, że poczułem niesłychaną błogość. To było bardzo intensywne światło, dawające też odczuwalne ciepło, ale z drugiej strony było łagodne. To wszytko razem – słońce, drzewo, okno, korytarz i ciepło dało mi niesamowite wrażenie. Uznałbym to za doświadczenie mistyczne.

    Drugie było innej natury. Miałem w tym okresie nastawienie bardzo nihilistyczne, w rozumieniu „Świat jako całość nie ma żadnego sensu”. Podstawy mojego światopoglądu legły wtedy w gruzach. Ale, o dziwo, w żadnym wypadku nie był to czas depresyjny. Nie mam chyba takich skłonności. W każdym razie, dość intensywnie o tym myślałem i przeżywałem te sprawy. I pewnego dnia, siedząc w gabinecie, a właściwie przygotowując się już do wyjścia, momentalnie doznałem pewnej „wizji” takiej wszechogarniającej pustki, ogarniającej wszystko i wszystko pochłaniającej czerni. Jakby nicości? Dosłownie ujarzełem wciagającą mnie czarną dziurę. Trwało to moze z 4-5 sekund. Nigdy wcześniej i później nie doświadczyłem czegoś takiego. Byłem w szoku. Co czułem? Oczywiście trochę strach, ale raczej chyba, hmm, pokorę? Wyszedłem z tego raczej uspokojony, a ten myśli nihilistyczne jakby odeszły, a w każdym razie nie odgrywały już istotnej roli.

    To były niesamowite dla mnie przeżycia. Czekam na więcej, ale jakoś nie chcą przyjść 🙂

    Polubienie

    Odpowiedz

Dodaj odpowiedź do GregPast Anuluj pisanie odpowiedzi