O dyskusji z dogmatykiem

W czasie dyskusji każda ze stron pragnie zwyciężyć. Rzadko zdarza się, by dwie strony dochodziły do wspólnego ujęcia jakieś kwestii na drodze wzajemnego podążania ku niej. Najczęściej stosuje się rozmaite chwyty erystyczne i podchwytliwe zabiegi, by dowieść swego. Jest też moment w dyskusji, który ją kończy definitywnie. Podam przykład. Kiedyś dyskutowałem z osobą bardzo dobrze wykształconą, posiadającą doktorat z filozofii i będącą katolikiem. Osoby takie w czasie dyskusji produkują ciągi dosyć spójnych słów, argumentują w sposób, który wskazuje na to, że w ich głowach odbywają się pewne przebiegi myślowe. Niestety, potrafią też nagle, w samym środku dyskusji, łupnąć po głowie dyskutanta frazą pojawiającą się, jak to mawiają Anglicy, „out of the blue”. Polski odpowiednik jest jeszcze bardziej adekwatny do tego, co lubią robić dogmatycy: grom z jasnego nieba. Dyskusja o której mówię, dotyczyła różnic pomiędzy mistyką chrześcijańską a neoplatońską. W pewnym momencie mój interlokutor, nie mogąc już inaczej ukazać przewagi mistyki chrześcijańskiej na neoplatońską, zdzielił mnie po łbie „argumentem”: „No ale przecież piekło istnieje!” Był to argument skuteczny, w tym sensie, że pozbawił mnie najmniejszej ochoty do dalszej rozmowy. Tak to właśnie bywa w takich dyskusjach, gdy racjonalny tok rozumowania jest nagle rozszczepiany przez dogmatyczną tezę. Jak to trafnie ujął Nietzsche w „Poza dobrem i złem”: „W każdej filozofii bywa punkt, w którym ‚przekonanie’ filozofa pojawia się na scenie, czyli mówiąc językiem dawnego misterium: ‚Adventavit asinus, pulcher et fortissimus’ (Pojawił się osioł, piękny i potężny)”. A z osłami nie ma dyskusji.

1 komentarz do “O dyskusji z dogmatykiem

Dodaj komentarz