O szaleństwie naszym powszednim

Osiem milionów Polaków cierpi na różnego rodzaju problemy i zaburzenia psychiczne. Milion ma za sobą epizod psychotyczny, ponad milion choruje na depresję, a czterysta tysięcy ma schizofrenię. Wśród tych ośmiu milionów są osoby z zaburzeniami osobowości, z zaburzeniami lękowymi, adaptacyjnymi, nadużywające alkoholu i innych substancji psychoaktywnych, uzależnione od hazardu, seksu, internetu. A to tylko ci zdiagnozowani, którzy chociaż raz w życiu otarli się o jakiegoś lekarza czy terapeutę. Ilu jest tych niezdiagnozowanych? Co najmniej drugie tyle. Razem to ponad pięćdziesiąt procent dorosłych Polaków. W świetle tych danych termin „chore społeczeństwo” Fromma nabiera konkretnego wymiaru. A słowa Szekspira: „Życie jest to opowieść idioty, pełna wrzasku i wściekłości, nic nie znacząca” coraz bardziej trafnie zdają się oddawać realia naszego życia. Ukształtowanie się w miarę zdrowej osobowości to rzadkość we współczesnym społeczeństwie.

Piszę te słowa w ogródku restauracji w Katowicach. Jest wieczór, spory tłum dookoła. Jest ponad dwadzieścia osób, rozmawiających, pijących, jedzących. Normalny, codzienny, czy raczej cowieczorny widok. Wszyscy wyglądają na zadowolonych, cieszą się że mogą się spotkać, że restauracje są otwarte, że jest ciepło. Ale pamiętajmy, że połowa z nich ma ze sobą spore problemy. Z mimowolnie podsłuchiwanych przeze mnie rozmów toczących się przy sąsiednich stolikach wynika to aż nadto jaskrawie. Szczególnie gdy siedzą przy nich dwie osoby, które rozpaczliwe próbują zrzucić z siebie to wszystko, co zawaliły w swoim życiu, obwiniając o to oczywiście wszystkich innych, ale nie siebie. To zaburzenie osobowości. Neurotycy natomiast, jak to neurotycy, żalą się na samych siebie. Pogrążony w depresji śmieszek zabawia towarzystwo. Czasem obok ogródka przemknie schizofrenik z rozwianym włosem. Obserwując zatem to, co dzieje się w Polsce – a i też na świecie – miejmy to na uwadze. Z krzywego drzewa nie wystrugamy strzelistego masztu.

Dodaj komentarz