O syndromie Gauguina

Paul Gauguin przez dziesięć lat rozwijał swoją karierę jako urzędnik giełdowy, miał rodzinę, spłodził pięcioro dzieci. Od lat młodzieńczych zajmował się malarstwem, wystawiał swoje obrazy, które z czasem zwróciły uwagę krytyków. Gdy miał 35 lat zdecydował się porzucić pracę w agencji maklerskiej i oddać całkowicie malowaniu (podobno jeden z impresjonistów pochwalił jego obrazy i Gauguin wziął sobie to do serca). W wieku 37 lat rozstaje się z żoną, która nie chce żyć w nędzy, gdyż sprzedaż obrazów nie przynosiła dochodów. Gauguin sam wraca do Francji, żyje w kolonii artystów, przeżywa burzliwą przyjaźń z van Goghiem. W wieku 43 lat wyjeżdża na Tahiti, gdzie maluje i żyje w związku z nastoletnią Tahitanką, młodszą od niego o 30 lat. Umiera w wieku 55 lat.

Życie Gauguina jest przykładem tego, co psychologia nazywa przełomem wieku średniego. W jego przypadku – i w wielu innych – nie jest to matematyczna połowa życia, lecz okres, gdy pomiędzy trzydziestym a czterdziestym rokiem życia uświadamiamy sobie, że nasze dotychczasowe życie nie daje nam żadnej satysfakcji, a wręcz przeciwnie, jest źródłem frustracji i depresyjnych stanów umysłu. Syndrom Gauguina opisuje takie zachowania, poprzez które próbujemy odnaleźć swoje autentyczne ja, niejako narodzić się na nowo. Najprostszym sposobem na przeprowadzenie takiej zmiany jest zmiana radykalna środowiska w którym żyjemy. Wtedy myślimy, że zaczynamy nowe życie, incipit vita nuova, że niejako bez śmierci reinkarnujemy się ponownie w tym życiu fizycznym.

Czy w ten sposób możemy rzeczywiście zacząć życie na nowo? Pewnie niektórym się to udaje, inni się tylko rozczarują, jeśli za zmianą zewnętrzną nie idzie realna przemiana życia wewnętrznego. A to jest klucz do problemu przełomu połowy życia. Jak napisał Nietzsche, jest to okres, gdy następuje przewartościowanie wszystkich wartości. Według Junga: „Pierwsza połowa życia jest poświęcona tworzeniu zdrowego ego, w drugiej zagłębiamy się w sobie i pozwalamy mu odejść.” To, co w młodości widzimy jako fundamenty naszego życia, które zwykle odnajdujemy na zewnątrz, w drugiej połowie życia mamy odnaleźć w sobie. Słowem, te wartości, które kierowały nami w młodości, na starość weryfikujemy. Otwierające wersy Boskiej komedii Dantego mówią o tym doświadczeniu: „W życia wędrówce, na połowie czasu/ Straciwszy z oczu szlak niemylnej drogi/ W głębi ciemnego znalazłem się lasu.”

Proces ten, zwykle rozpoczynający się po 35 roku życia, może przybrać różne formy. Egzemplarycznym przykładem jest życie Gauguina. Starsi mężczyźni wiążą się z młodymi kobietami, a starsze kobiety z młodszymi mężczyznami. Zarówno dla jednych, jak i dla drugich, jest to obietnica odrodzenia, nowego życia. Nie wszyscy tak postępują, wiele osób nie zauważa przełomu życia, inne przechodzą go pozostając w stałym związku. Niezależnie od tego, jak doświadczamy przełomu połowy życia, czy przeżywając go jak Gauguin, czy też w ogóle nie zauważając, stanowi on kluczowy moment w naszym życiu. To wtedy parabola naszego życia przechodzi przez swój zenit, i zaczynamy zmierzać ku jego końcowi. Daje nam to możliwość zmiany postrzegania naszego życia i świata, wtedy możemy wszystko zobaczyć takim, jakim jest.

W 1897 roku, mając 49 lat, Gauguin stworzył swoje największe dzieło, monumentalny obraz „Skąd przychodzimy? Kim jesteśmy? Dokąd zmierzamy?”. Przedstawia on kilkanaście postaci, z których każda wydaje się być pytaniem o sens ludzkiej egzystencji. Każda pyta na swój sposób, i każda oczekuje innej odpowiedzi.

2 komentarze do “O syndromie Gauguina

Dodaj komentarz