Potrzebowaliśmy 200 tysięcy lat, by nasza populacja osiągnęła pierwszy miliard, który pękł około roku 1800. Ponad 7-krotne zwiększenie tej liczby zajęło nam już zaledwie 200 lat. Przez ostatnie 40 lat kolejny miliard ludzi pojawiał się na świecie co 12 lat. Gdy się urodziłem, populacja przekroczyła 2 miliardy, a teraz – ponad 7,7 miliarda. Do końca tego wieku ilość ludzi na Ziemi może sięgnąć 12 miliardów. Ale już dzisiaj jest nas więcej, niż może utrzymać system ekologiczny Ziemi, czyli korzystamy ze środowiska powyżej jego biologicznej pojemności. Świat zamieszkany przez 12 miliardów ludzi byłby zaś katastrofą tak dla człowieka, jak i dla innych gatunków.
Przeludnienie przyczynia się do zmiany klimatu, wymierania gatunków i prowadzi do poważnych problemów ekonomicznych i społecznych. Każda ludzka istota zużywa zasoby, wykorzystując środowisko w poszukiwaniu jedzenia, schronienia i komfortu. Nawet jeśli robi to mądrze i efektywnie, zużywa zasoby potrzebne innym gatunkom. Tak więc, im więcej na Ziemi przedstawicieli homo sapiens, tym gorzej dla bioróżnorodności. Dzisiaj ludzie i hodowane przez nich na mięso zwierzęta stanowią 96 % masy kręgowców lądowych. Przy obecnych tendencjach dzikie kręgowce wyginą do 2026.
Przeludnienie przyczynia się do masowego wymierania gatunków i globalnego ocieplenia, ale kontrola narodzin to nieomal temat tabu. Wchodzi tu bowiem o podstawowe ludzkie prawo do rozmnażania, o wartości rodzinne i kulturowe, jak też o ostrzeżenia ekonomistów, że spadek populacji zrujnuje gospodarkę, bo im mniej na rynku młodych pracowników, tym trudniej finansować programy socjalne i emerytalne. Powodowane tą obawą, niektóre kraje wprowadziły regulacje mające na celu wzrost, a nie spadek liczby ludności. Znasz li ten kraj?
Nie jest możliwym wyobrażenie sobie tego, co tak naprawdę dla Ziemi znaczą te miliardy ludzi. Warto podkreślić, że nie są zwykłe miliardy istot żywych, zwierząt, które Ziemia dobrze zna. Nie, to ludzie. Każdy z nich tkwi w skorupie swego ego i nie wychyla nosa poza granice swojego przetrwania, odcięty przez kulturowe schematy od otoczenia, od środowiska biologicznego, od życia samego. Ego wydaje się być całkiem niezłym pomysłem ewolucji, swego rodzaju nadrzędnym centrum decyzyjnym, sprawującym kontrolę nad skonfliktowanymi impulsami instynktowymi. Niestety ta kontrola jest tylko skuteczna wtedy, gdy ego ma jakikolwiek kontakt z tymi impulsami. Gdy tego kontaktu brak, ego staje się dla homo sapiens narzędziem autodestrukcji. Gwałtownie postępująca od początku holocenu autonomizacja ego doprowadziła właśnie do tego, czego doświadczamy obecnie, do epoki antropocenu. Ile może zatem znieść Ziemia? Wiele, ale nie ego człowieka, powielone miliardy razy.

Kolejny wartościowy wpis. Dziękuję.
PolubieniePolubienie
Wierzę, że jesteśmy bardzo chorą gałęzią wiecznie zielonego Drzewa Życia. Spadając, uszkadzamy inne gałęzie. Niszczymy wszystko, o co zaczepimy – ale Drzewo Życia, z definicji, nie umrze. Znów rozkwitnie. Nie dla nas.
PolubieniePolubienie