Baśń o początkach

Nie znamy swoich początków. Pamięć, nasza jedyna wspomożycielka w samowiedzy, nie sięga aż tak daleko. Gdy próbujemy przypomnieć sobie świt naszego indywidualnego istnienia, nie sięgamy go. Tym bardziej jest dla nas niedostępny świt ludzkiej świadomości. Te dziesiątki tysiącleci temu, nocą, pod niebem zakrytym chmurami, gdy księżyc prześwitywał przez mgły – co wtedy czuliśmy? Czy nie coś podobnego, jak wtedy, gdy w ramionach rodzica jako paromiesięczne niemowlę otwieraliśmy oczy na ten sam ciemny blask nieba? Nie wiemy, nie pamiętamy.
Jeśli pamięć tych początków gdzieś istnieje, nie jest nam dana bezpośrednio. Wiemy jednak, że owa pamięć w jakiś ciemny, nieznany sposób stwarza nas. Pierwszy impuls, któremu ulegamy, rodzi się z tej pamięci. Intuicja, która mówi nam co mamy robić, stamtąd się wywodzi. Pamięć jest źródłem, z którego wypływa nasze życie, jest wodą kojącą nasze pragnienie istnienia. Nie jesteśmy czystą tablicą, niesiemy ze sobą doświadczenia całych pokoleń, które odłożyły się w materii naszego ciała. To nasze początki, a zarazem nasza najbardziej żywa teraźniejszość.
Nie jesteśmy istotami, które zapoczątkowały swoje istnienie dziś. Łudzimy się, że żyjemy tylko teraźniejszością, ale nasz początek, nasze źródło i podstawa leżą głęboko w przeszłości. Pamięć przeszłości stanowi miejsce, z którego wywodzimy swe najgłębsze pragnienia. Jest ona też matrycą naszych marzeń i ścieżką, którą kroczymy co dnia.

Bez pamięci nie ma początków. Jeżeli nie ma początków, nie ma też i końców. Chwytamy się jakiegoś pierwszego wspomnianego przebłysku przeszłości, czyniąc go początkiem. Nadaje on konsystencję i smak naszemu życiu. Żyjemy tym wspomnieniem przez kilkadziesiąt lat, uporczywie starając się zapamiętać to, co minęło. Nie zdajemy sobie sprawy i nie chcemy sobie zdawać, że to tylko złudzenie. Nasz iluzoryczny początek nie zostanie najczęściej nawet zwieńczony równie iluzorycznym końcem.
Wywodzimy całe swoje życie z pierwszego przebłysku świadomości, mglistego i kruchego. Ten pierwotny obraz, połączony z pierwszym doznaniem emocji tworzy całą naszą przyszłość. Łudzimy się, że kilkadziesiąt lat naszego życia to ogromny obszar, w przeciągu którego rozgrywa się wszystko, czym możemy się stać. Tymczasem jest to tylko chwila, nic nie znaczący moment, krótki okres, w którym nie zdołamy się nawet rozwinąć z pączka w kwiat. Umieramy niemowlakami, a być może nawet embrionami, które nigdy nie zawitały do krainy życia.

Otwieram oczy rano i rozpoczynam dzień. Czy też może raczej to on mnie na nowo stwarza i daje mi przestrzeń do życia? Wystarczy jedno – bym tylko otworzył oczy i poddał się potokowi myśli i obrazów, tłoczących się nachalnie do mojej świadomości. Oto znowu jestem, przebudziłem się wraz z całym bagażem wspomnień, zmartwień i radości, które mają tworzyć to, co uważam za siebie samego. Budząc się rano uważam, że jestem takim sobą, jakim byłem zasypiając. A może nie? Czy ostatnia noc nic we mnie nie zmieniła? Wszak czuję się jak nowo narodzony, otworzywszy oczy po krzepiącym śnie. Jednak nie wszystko jest nowe. Nowy początek, wydawałoby się jakże dziewiczy, jest nader często obarczony wspomnieniami sennymi. W snach, tak skwapliwie zapamiętywanych przeze mnie po przebudzeniu, odnajduję owe zapomniane fragmenty swego istnienia, które dopuszczam potem do centrum swego przeżywania za dnia. Sny, w swej odwiecznej materii, tworzą mnie na jawie. Moja świadomość na jawie jest niczym innym, jak tylko komentarzem do materii snów.

Nagle kot wskakuje mi na kolana. Przed chwilą pogrążony byłem w myślach, przebywając gdzieś bardzo daleko zarówno od moich kolan, jak i od kota, rozproszony między smutną przeszłością i lękliwą przyszłością. Teraz czuję go, mruczy i tupie łapami. Skupiam się na nim, koncentruję się na jego pragnieniu kontaktu. Głaszczę go i drapię za uchem. Mruczy i układa się do leniuchowania na mojej piersi. Odczuwam tylko obecną chwilę, w której początek i koniec się zbiegają. Nie ma nic poza nią, wszystko inne jest złudzeniem.

1 komentarz do “Baśń o początkach

  1. Bartlomiej Pawlowski's awatarBartlomiej Pawlowski

    Wspomnienia, sny, myśli… Zna je prawie każdy, ale nie każdy czuje potrzebę je analizować, poddawać refleksji, definiować i redefiniować, układać sobie, choćby i doraźnie, z pełną świadomością niedoskonałości swojej układanki, w jakiś system. A potem w inny, i znów inny. Może to organizm, może to artefakt albo jakiś boski teatr czy kino (fabryka snów). A może tylko mechanizm? Hmm. Nie czuję palącej potrzeby poznania prawdy absolutnej. Wstarczy mi przygoda spacerowania wśród myśli, tekstów, dzieł sztuki. To dość samotnicze zajęcie, ale, z drugiej strony, żadne inne nie daje aż takiej łączności z całymi pokoleniami naszych genialnych, przebiegłych, zbrodniczych ale i troskliwych, czułych i kochających przodków (od powstania życia licząc, od pierwszych jednokomórkowców). Dobrze jest czasami kogoś spotkaćpod tym zachmurzonym niebem. Jakieś światło tam za nimi jest, ale widok inny niż w Królewcu. Spotkać, pozdrowić, i ruszyć dalej przed siebie w to znane-nieznane.

    Polubienie

    Odpowiedz

Dodaj komentarz