To osoby urodzone około 2000 roku i później. W każdym razie są one teraz w wieku studenckim i mam z nimi kontakt. Co mogę zatem powiedzieć o tych dwudziestoparolatkach? Z moich doświadczeń mogę wysnuć tylko jedną konkluzję – chcą oni tylko jednego: chcą usunąć całe zło z tego świata, pragną jednak to osiągnąć poprzez wytapetowanie świata miękką skórą, zamiast założyć obuwie. Ale cóż, zmienianie świata zamiast zmieniania siebie to pokusa właściwa chyba każdemu pokoleniu. Pokolenie Z poddaje się tej pokusie szczególnie namiętnie, acz specyficznie, bo tylko w warstwie werbalnej.
Są oskarżani o roszczeniowość, ale też odnoszą ją do samych siebie, i ma wtedy postać potężnego gremlina ambicji, który każe im odnieść sukces przed dwudziestką. Nic dziwnego, że szukają oparcia w rozmaitych ideologiach, które zastępują im myślenie i doświadczenie, bo ideologia to ersatz rzeczywistości, w której jeszcze nie istniejemy (Haidt i Lukianoff nazywają to „rozpieszczonym umysłem”, polecam ich książkę pod tym tytułem). Owa roszczeniowość i ideologia są niczym innym jednak, jak mechanizmami obronnymi przed lękiem, wzbudzanym przez ich całkowicie niepewną przyszłość. Skupiają się na tym, co im się wydaje podatne na zmiany, na przykład na kwestiach tożsamości czy orientacji seksualnej. Jeśli coś postrzegają jako będące poza ich zasięgiem, jak zmiany klimatyczne, to się tym nie interesują, oprócz pewnych wyjątków. Być może jestem niesprawiedliwy w tych ocenach, ale każdy ma prawo do własnego zdania – a o to przecież walczy pokolenie Z. Chociaż, może się mylę?

Tematykę tego wpisu kojarzę z zakończeniem roku akademickiego. Może się mylę? 🙂
Zetki są roszczeniowe, na zewnątrz i do wewnątrz, jak Pan powiada, ale mam wrażenie, że nie wiążą tego w żaden sposób z pracą, którą trzeba wykonać, by to osiągnąć. Ani z niezbędnym czasem, jaki należy poświęcić. Mało w nich cierpliwości, mało chęci do podjęcia wysiłku, wszystko chcą mieć od razu. To pokolenie Internetu, i tak jest właśnie z Internetem – wszystko masz od razu (choć często kiepskiej jakości) i nie musisz wkładać wysiłku, by to zdobyć (oczywiście mam tu na myśli głównie informacje, ale nie tylko). A jeśli tak, to nie przywiązujesz wagi do wzbogacenia tymi informacjami siebie (nie myślisz nad nimi, nie zapamiętujesz, bo jak zapomnisz, to łatwo do nich wrócić).
I takie podejście działa może na poziomie jakiejś szkolnej wiedzy, ale nie na poziomie prawdziwej wiedzy, która wzbogaca, prawdziwych umiejętności, czy po prostu życia. A oni myślą (już nie myślą, są zaprogramowani od najmłodszych lat), że to się przenosi na wszystko. Na przykład na zaliczenia na studiach – że dostaną 5 bez wysiłku. Albo że zaliczenie im się należy, bo po prostu są.
Piszę też jako belfer, który już z coraz większym trudem zmusza się do prowadzenia zajęć niewdzięcznym niezainteresowanym. Bo na nas też się to przenosi – widzisz znudzenie, to sam jesteś znudzony. I koło bezsensu się zamyka. A potem coraz szybciej się toczy.
I coraz więcej wieprzy, przed którymi rzuca się perły. A potem coraz mniej pereł, których nie ma sensu rzucać.
I tak wszyscy zamienimy się w świnie, które potem sami zeżremy, nawiązując do jednego z ostatnich Pana wpisów.
Koleżankom i kolegom belfrom życzę, by przez następne trzy miesiące (czy tam dwa) udało im się jednak wykrzesać z siebie iskierkę nadziei, że jest szansa na zmianę tego opłakanego w skutkach kierunku antyrozwoju społeczeństwa.
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Nic dodać ,nic ując. Aha, mogę tylko dodać, że wpis poddany został ostrej autocenzurze (a i tak znalazłaby się zetka, która by chciała się do czegoś przyczepić 🙂 ).
PolubieniePolubienie