Niedawno pisałem o sztuce bycia w związku. Dziś chcę opowiedzieć jak związek tworzyć, jak go budować. Po okresie zakochania zwykle mamy do czynienia z fazą, którą można nazwać budowaniem związku. Opiera się ona na tym co wspólne, ale zarazem na rozpoznaniu różnic. Gdy już poznaliśmy wszystkie wady naszego partnera/partnerki – i mamy ich już dosyć – wtedy dopiero zaczynamy budować. Patrzymy wówczas na to, co mamy wspólnego: wartości, marzenia, cele. Rozmawiamy o tym, bo rozmowy budują związek, ale tylko te głębokie i szczere, często szczere aż do bólu. Tak więc na początek jedna prosta rada, odnośnie tego, co pomaga budować związek – trzeba rozmawiać, rozmawiać, rozmawiać. Bez rozmowy nie ma nadziei na cokolwiek. Nie gwarantuje ona, że wszystko będzie dobrze, ale jest jednym z ważniejszych fundamentów związku. Wiem, są emocje, jest chemia, ale na dłuższą metę to rozmowa daje podstawę porozumienia.
Tym, co niszczy związek są natomiast nasze oczekiwania, pragnienie tego, by partnerka/partner spełnili to, czego od nich wymagamy. Nasze oczekiwania są bowiem niczym innym jak ekspresją naszego egoizmu. Chcę tego od ciebie, albo czegoś innego, a potem jeszcze czegoś kolejnego. Zmień to w sobie, a potem jeszcze to. Postaraj się. Zaspokój moje potrzeby, siądę ci na kolanach i będziesz mnie tulić. Chcę od ciebie tego wszystkiego, czego wcześniej nie otrzymałem w życiu. Zbaw mnie od cierpienia, bądź tym człowiekiem, który wyprowadzi mnie z ciemnej jaskini tego świata. W każdym związku mamy do czynienia z nieskończoną ilością takich egoistycznych pragnień. I to one zabijają, niszczą każdy związek. Każde pragnienie jest egoistyczne, żadne nie bierze pod uwagę drugiej osoby. A wszystkie zamykają nas w sobie.
Kiedyś przeczytałem pewną przypowieść. Nie wiem już gdzie ją przeczytałem i kto jest jej autorem. Jak ktoś z czytelników wie, niech napisze. Przypowieść ta brzmi następująco. Otóż pewna żona cezara dowiedziała się o dziwnej religii, zwanej judaizmem. Zaintrygowało ją, co wedle tej religii Bóg robił ósmego dnia, gdy odpoczął po stworzeniu świata. Wezwany przez nią rabin odrzekł: Bóg od dnia ósmego podjął się kolejnego najtrudniejszego zadania, a mianowicie kojarzenia małżeństw. Żona cezara obruszyła się, rzekła rabinowi, że to nie jest tak trudne zadanie i by mu to udowodnić, skojarzyła ze sobą dziesięć par swoich niewolnic i niewolników, wcześniej ich oczywiście wyzwalając i dając miejsce do życia. Wszystkie pary się rozpadły. Widocznie poza możliwością bycia ze sobą i posiadania zasobów do prowadzenia domu czegoś jeszcze te pary potrzebowały. Jakiegoś boskiego pierwiastka, dzięki któremu by mogły wykroczyć poza granice zwykłego życia.
Co zatem jest najważniejsze w związku? Moim zdaniem nie ma nic ważniejszego jak inspirowanie partnera/partnerki do bycia sobą. To brzmi dosyć enigmatycznie, ale przekłada się na konkretne działania. Ja na przykład wspieram swoją partnerkę we wszelkich jej działaniach. Wspieram i inspiruję w tym, co ona robi, uczestniczę aktywnie w jej działalnościach, rozmawiamy o tym, co jest dla niej ważne. Wspólne tworzenie czegoś – nic bardziej nie spaja związku. Jak pisałem powyżej, najpierw jest rozmowa, a potem jest inspiracja. Rozmowa daje zrozumienie, inspiracja wspiera wzrost i samorealizację. Bycie razem nie jest po to, by każdemu w parze było dobrze, bycie razem jest po to, by razem stworzyć coś nowego, by dać światu coś wartościowego.

Wszystko prawda. Ale mogę też chcieć osobistego rozwoju od swojej partnerki (jakoś nie lubię tego określenia, bo kojarzy mi się bardziej z biznesem niż ze związkiem). Szeroko rozumianego rozwoju. I to niekoniecznie jest egoistyczne. Myślę, że wzajemnie trzeba się w rozwoju wspierać i doń inspirować. Tego można a nawet należy „chcieć” od bliskiej osoby. To powinno być wspólne chcenie, także moje. Oczywiście to nie może być projekcja mojego chcenia na nią. To trochę tak samo jak z wychowaniem dziecka. Ewidentnie jest to delikatna sprawa i trzeba wiedzieć, kiedy zaczyna się wchodzić ze swoimi potrzebami.
PolubieniePolubienie