Przypowieści zen słyną ze swej zwięzłości i kontrowersyjnych sformułowań. Cóż, to jedna z najbardziej radykalnych form duchowości, taka, która nie bierze jeńców. Dobrym przykładem jest wymiana zdań między mnichem a Joshu.
Mnich: Czym jest duchowość?
Joshu: Górą gówna w Czystej Krainie.
Genialne! Szukając duchowości szukamy czystości, dobra, piękna, dobroci. Któż mógłby zapragnąć góry gówna w tak pięknej krainie? Nie wiem czy te słowa są autentyczną wypowiedzią Joshu, bo znalazłem je w internecie, na stronie pewnego bardzo podejrzanego osobnika. Tchną jednak taką absolutną autentycznością, że nie mogłem się oprzeć pokusie ich przytoczenia.
A zatem, jak to jest z duchowością i gównem? Oto próbka zaczerpnięta z internetu:
„Bo prawdziwe JA nie musi, nie potrzebuje i nie boi się, że nie wytrzyma. Prawdziwe JA słucha, obejmuje, daje przestrzeń. Z tego miejsca możesz podejmować decyzję – iść za tym, co się pojawia, czy się zatrzymać… nie z przymusu, ale z miejsca wolności.”
Zaiste, boskie, wyperfumowane gówno, nieprawdaż? Przykłady mógłbym mnożyć w tysiące. Oprócz takiego bełkotu jest też coś co nazywam duchowością książki kucharskiej: „Zrób, potem to, a następnie to i osiągniesz właściwe, pożądane efekty. Wiem o tym, bo tak napisano w książkach i mi powiedziano na webinarach”.
To ja już wolę wrócić do koanów zen, dziwnych taoistycznych tekstów Czuang-tsy i chwilowych wglądów wielkich pisarzy i filozofów. Joshu naśmiewa się z tych, którzy w Sukhavati (Czysta Kraina, Zachodni Raj) widzą prostą ścieżkę do wyzwolenia z cierpienia. Nie ma łatwych, prostych ścieżek. Jest tylko twoja ścieżka. A ta jest najtrudniejsza.

O zen czytałem tylko znaną książkę Alana W. Wattsa. I zrobiła na mnie wrażenie. W ogóle w tych wschodnich koncepcjach jest cała masa głębi, a w zen, bazującym na taoizmie, mam wrażenie, że jeszcze więcej. Ale trudne to jest, pod każdym względem. I chciałem tylko napisać, że to, co Pan przytoczył z internetu wcale nie wygląda na daleko bardziej „bezsensowne” niż niektóre sformułowania u Wattsa. To tak jakby ktoś chciał przekazać wagę skupienia na chwili bieżącej, co pozwala w sposób wolny zadecydować co z tą kupą zrobić, ale nie martwić się nią wcześniej. Niewykształcony umysł jak mój nie widzi na razie wielkiej różnicy między czymś takim, a tymi krótkimi wierszami zen, nawet największych poetów. Oczywiście coś odróżniam, ale to nie jest tak jaskrawe jak różnica między, nie wiem, Zenkiem M. a Mozartem. Być może ktoś uznał to wszystko za „proste”, nie doświadczywszy głębszych wglądów. I pomyślał, że łatwo uzyska podobny efekt… W każdym razie, jak tak czytam sobie te różne rzeczy, to jednym ze wspólnych mianowników wielu koncepcji jest pewien rodzaj odpuszczenia. Taki amor fati w różnych wersjach. Mam wrażenie, że w zen tego najwięcej i że jakoś jest to ważne.
PolubieniePolubione przez 2 ludzi