Swami Wiwekananda, czyli o duchowości i pieniądzach

W 1893 roku w Chicago odbył się Parlament Religii Świata. Jednym z jego gości, który wzbudził największe zainteresowanie, był Swami Wiwekanada, przystojny, trzydziestoletni Hindus. Wygłosił swoje krótkie przemówienie przed audytorium ponad siedmiu tysięcy ludzi, w większości kobiet. Nazwał hinduizm matką wszystkich religii i zaprezentował stanowisko, że wszystkie religie są równe i prowadzą do tego samego celu. Wiwekananda przemawiał jeszcze kilkanaście razy, a potem udał się w trzyletnią podróż po Stanach z wykładami, zjednując sobie miano najpopularniejszego Hindusa Ameryki. Taki był początek zainteresowania hinduizmem, a zwłaszcza wedantą i jogą, na Zachodzie.

Narendanatha Datta (1863-1902), bo tak brzmiało jego prawdziwe nazwisko, był braminem zaangażowanym w działalność społeczną i polityczną na rzecz odrodzenia Indii, ale też był uczniem jednego z najsłynniejszych mistyków tamtych czasów – Ramakryszny. Po śmierci swojego guru przez osiem lat podróżował po Indiach, dogłębnie poznając potrzeby swojego narodu. Jego podróż do Ameryki nie była pielgrzymką religijną. Zdawał sobie sprawę z tego, że by obudzić masy, potrzebni są ludzie, ale też pieniądze. Napisał do swojego przyjaciela znamienne słowa: „Przyjechałem do Ameryki, aby samemu zarobić, potem wrócić do mojego kraju i resztę mych dni poświęcić temu jednemu celowi [przywrócić narodowi utraconą tożsamość]. Jak nasz kraj jest ubogi w wartości społeczne, tak Ameryce brakuje duchowości. Ja dam im duchowość, oni dadzą mi pieniądze”.

Jako pomyślał, tak i zrobił. Wiedział, że na naukach duchowych można w pustym duchowo świecie Zachodu bardzo dobrze zarobić. Dał Ameryce jogę, a konkretnie radżajogę i karmajogę. Jego wykładów słuchały tysiące ludzi, a tym takie postaci jak teozofka Anne Besant, czy filozof William James, którzy byli zachwyceni jego osobą i filozofią. W końcu XIX wieku rozpoczyna się rozkwit duchowości Wschodu na Zachodzie. A ścisłe połączenie między duchowością a pieniędzmi pozostaje trwałe do dziś. Cywilizacja Zachodu opiera się bowiem na jednym paradygmacie, jakim jest maksymalizacja zysku. Ten paradygmat przenika całe życie ludzi Zachodu, też wpływając na ich życie duchowe. Sam spotykałem takie uzasadnienia odnoszące się do praktyki zen: „Senseiowi należy dać pewną sumę pieniędzy, w ten sposób nawiążesz z nim związek karmiczny”. Pieniądz przenika krwiobieg naszej cywilizacji, jest jej karmicznym uwarunkowaniem, ale czasem warto być trochę pod prąd. Nie wszystko jest mamoną.

1 komentarz do “Swami Wiwekananda, czyli o duchowości i pieniądzach

  1. GregPast's awatarGregPast

    Napisałbym, że pieniądze są środkiem, a nie celem. Wielu widzi jednak w nich cel sam w sobie. Np oszczędzanie. Widzę to też i w swoim środowisku, trochę ku mojemu zaskoczeniu. Oszczędzanie jest niby zacnym przeciwieństwem rozrzutności. Jest w tym jakaś prawda oczywiście. Ale – nawet ja sam w poprzednich dwu zdaniach, choć celowo – utożsamiłem oszczędzanie z oszczędzaniem pieniędzy. Gdzie oszczędność czasu, sił, rozmaitych innych środków, którymi dysponujemy? Nawet w moim środowisku światłych (intelektualnie) ludzi widzę szaleństwo oszczędzania pieniędzy w sensie wykonywania pewnych czynności, które pozwolą, owszem, trochę mamony zaoszczędzić, ale kosztują całą masę np czasu i wymagają sporo wysiłku, zwłaszcza jak są regularnie wykonywane. Czasami jest to śmieszne, czasami nawet straszne. Dodam, ze ci ludzie oczywiście nie są zmuszeniu swoją sytuacją materialną do wykonywania tych czynności. To jest jakiś ukryty czar tych pieniędzy, gdyż widzę też szczerą radość u niektórych, jak faktycznie te parę groszy zachowają. Ja doceniam wagę pieniądzy jako środka do pewnych celów, są niezbędne w naszym świecie. Niektórzy to docenianie widzą czasem nawet jak skąpstwo :-), ale to nie jest to, zdecydowanie. Dla innych natomiast jest to ewidentnie jakiś rodzaj bóstwa…

    Polubione przez 1 osoba

    Odpowiedz

Dodaj odpowiedź do GregPast Anuluj pisanie odpowiedzi